Wyrwałam się z dusznej i ciemnej sypialni na trening. Było
późno, wszyscy spali, a ja chwyciłam worek z kąta pokoju i wyszłam. Dostałam
się na salę treningową, zapaliłam jedną żarówkę, zawiesiłam czerwony worek,
rozgrzałam nadgarstki, ustawiłam swoje ciało w pozycji atakującej i zaczęłam z
całej siły uderzać w worek. Starałam się, aby moje ciosy wychodziły z biodra.
Kręgosłup miałam prosty, brzuch wciągnięty a barki trzymałam sztywno. Każdy
cios synchronizował się z moim głośnym wydechem. Raz, wydech. Dwa, wydech.
Kiedy moje ciało pokryło się warstewką potu, a jasne włosy związane w kucyka
stały się wilgotne do pomieszczenia wszedł Cztery. Miał na sobie ciemne jeansy
i czarną, dopasowaną koszulkę. Tuż przy karku widać było czarne linie –
niewielki procent tatuażu jaki zdobił jego rozbudowane plecy. Spojrzałam na
niego ale zignorowałam. Nie miałam zamiaru się dekoncentrować. Przeciągnęłam
się mocno aby rozluźnić spięte mięśnie. Ustawiłam się i znów zaczęłam zadawać
ciosy. Wylewałam z siebie cały strach, całą złość, wszystkie obawy. Wkładałam w
to ogrom siły – nie tylko fizycznej. Po jakimś czasie zaczęły krwawić mi
kłykcie. Nie przejęłam się tym, uderzyłam znów – tym razem worek nie zakołysał
się. Odeszłam krok i spojrzałam w bok. Cztery stał i z lekceważącym uśmieszkiem
trzymał worek.
- Dlaczego mi przeszkadzasz? – zapytałam lekko zdyszana.
- Nie przeszkadzam, tylko trzymam worek. Poza tym, krwawią
ci kłykcie. Powinnaś już przestać. – zerknął na moje dłonie, sine i spuchnięte.
- Nie uważam, bym powinna skończyć akurat teraz. Wciąż
jestem poniżej linii w tabeli. Nie zamierzam zostać bezfrakcyjną albo martwą.
- Więc uderzaj mocniej, trzymaj luźniej ciało i skupiaj się
bardziej. Musisz poprawić celność.
Podszedł do mnie, złapał za biodra, przekręcił je lekko w
prawo.
- Widzisz? Teraz twoje ciosy będą mocniejsze.- Złapał mnie
za barki i nacisnął na nie. – Musisz trzymać równowagę.
Położył dłoń na moim brzuchu i docisnął ją jakby miał
wypompować ze mnie całe powietrze. Kazał mi spiąć mięśnie. Jego dłoń powędrowała
na plecy. Lekko przesunął ją od karku aż do nerek.
- Musisz stać prosto – powiedział cicho.
Od razu pomyślałam, jak śmiesznie musiałam wyglądać gdy
biłam się z workiem. Całe moje ustawienie było błędne, a skupienie marne.
Niemniej, zaskoczyła mnie sama obecność Cztery. Nie zapytałam go, co robi w
środku nocy na sali treningowej i chyba
nie miałam na to ochoty.
Cztery odsunął się ode mnie gdy zauważył brak mojej rekacji.
Spojrzał na mnie, a w jego ciemnych, błękitnych oczach zauważyć można było
pewien rodzaj rozczarowania i zmieszania jednocześnie.
- Dziękuję za pomoc. – kiwnęłam lekko głową i uśmiechnęłam
się nieśmiało.
- Jesteś szybka, powinnaś to wykorzystać – powiedział,
nachylając się do mnie. Był tak blisko, że mogłam zauważyć, że niedokładnie się
ogolił. Mogłam podziwiać jego kształtne usta, mocno zarysowaną linię szczęki i
uwydatnione kości policzkowe. Całkiem nieświadomie dotknęłam dłonią jego brody,
potem policzka, karku, szczęki. Przysunął się bliżej i oparł swoje czoło o
moje.
- Tris… - wyszeptał cicho, gdy moje palce błądziły po jego
twarzy, szyi i barkach.
Nie stał bez ruchu. Objął mnie w talii, przysunął do siebie
i pocałował. Jego usta były miękkie, lekko słone – pewnie trenował gdy nie
zwracałam na niego uwagi – i bardzo delikatne. Wplotłam palce w jego
odrastające, ciemne włosy i stanęłam na palcach. Poczułam się pewniej i
zaczęłam być odważniejsza. Przysunęłam się bliżej i przez przypadek nadepnęłam
na jego stopę.
- Przepraszam – burknęłam. Oblałam się rumieńcem i odsunęłam
się natychmiast.
- Nie uciekaj, Tris. Jesteś w końcu Nieustraszoną. Mnie się
bać nie musisz – powiedział miękko, niemal szepnął. Ton jego głosu zdradził
jego intencje.
Podszedł znów, tym razem szybko. Chwycił mnie za nadgarstek
i zarzucił moją rękę na jego bark. Wplótł swoje długie, chude i poranione palce
w moje włosy. Całował mnie długo, z pasją. Zatraciłam się w nim. Każdy dotyk
był nasączony elektrycznością, która biła od jego ciała. W pewnym momencie
zacisnął palce na moich biodrach i mocno odsunął mnie od niego.
- Zgaś światło, zostaw worek. Nie wracasz do sypialni. Nie
mów nic, nie bój się, zaufaj mi. – mówił szybko, jakby uciekał od ciszy, która
panowała wokół nas. Kiwnęłam głową i złapałam go za rękę.
Zgasiłam światło i wyszłam z nim z sali. Idziemy długim korytarzem, gdzieś w oddali
słyszymy pijanych Nieustraszonych, którzy świetnie bawią się w jednym z barów w
Jamie. Nagle skręcamy w prawo i widzę drzwi. Proste, srebrne, ciężkie drzwi z
czarną klamką. Cztery naciska ją i przepuszcza mnie w drzwiach – wchodzę, ufając
mu całkowicie. Cztery zatrzaskuje drzwi, zapala światło i wtedy widzę, gdzie
jestem. To niewielkie mieszkanie mojego instruktora. Widzę lodówkę, blat ze zlewem ,
mały stół i dwa krzesła. Cztery łapie mnie za rękę i prowadzi do drugiego
pomieszczenia. Widzę niewielkie, proste łóżko z białą, niezaścieloną pościelą,
szafę, biurko i krzesło. Skromnie, ale bardzo przytulnie.
- Ładnie tu – mówię. Odzywam się pierwszy raz od kilkunastu
minut, mój głos brzmi jakoś obco.
- Skromnie –
odpowiada.
- Ale przytulnie. Poza tym, ładnie tu pachnie. – Bo
faktycznie tak jest. W pokoju unosi się zapach mocnych perfum, ciepłego
powietrza i Cztery. Jego charakterystyczny, męski zapach, który każdą
Nieustraszoną doprowadza do szaleństwa.
- Dzięki Tris, nie wiedziałem, że aż tak bardzo podoba ci
się mój zapach. – mówi, patrząc na mnie spod gęstych brwi i uśmiecha się
zachęcając do małej gry.
- Nie wiedziałam, że mam aż takie kuszące biodra –
odpowiadam pewna siebie. Podoba mi się to. Wolność słowa, wyboru i czynu.
- A żebyś wiedziała, że masz. I to cholernie mi się podoba.
Podchodzi do mnie, łapie za szlufki w spodniach i przyciąga
do siebie. Zaczyna składać ciche pocałunki na mojej szyi. Moje ciało przechodzi
dreszcz. Łapię go za biodra i przysuwam się bliżej. Chcę być bliżej, choć jestem
niesamowicie przerażona, a serce bije mi jak szalone. Jego zęby zahaczają o
moje ucho, ciągnąc je lekko. Nie wytrzymuję już napięcia i staję na palcach, by
go pocałować. On za to odsuwa się ode mnie, ściąga koszulkę i wtedy podchodzi.
Patrzy mi w oczy i bierze moją twarz w obie dłonie. Kciukami głaszcze moje
policzki, ustami muska moje wargi. Gdy moje dłonie wędrują na jego wytatuowany
korpus drży i puszcza moją twarz. Wsuwa ręce pod koszulkę i błądzi po moich
plecach, przyciska mnie do siebie za łopatki i delikatnie drapie przesuwając
palce w dół. Pozwalam mu ściągnąć mi koszulkę.
- Cztery, ja nigdy.. – zaczęłam, ale on mi przerwał.
- Tris, jeśli to za dużo, powiedz, a po prostu przestanę.
Nie chcę cię zranić ani robić nic wbrew tobie.
- Cztery, do cholery.
– warknęłam.
Złapałam jego nadgarstek i pociągnęłam w kierunku łóżka.
Podniósł brwi do góry i uśmiechnął się zadziornie. Nie podszedł, tylko rozpiął
guzik w swoich spodniach. Wtedy znów go pocałowałam. I pozwoliłam, by jego
dłonie i usta błądziły po moim ciele całą noc. Byłam z Cztery. Kochałam się z
Cztery. Spędziłam noc z Cztery. Zasnęłam z Cztery. Cztery pocałował mnie rano,
gdy się obudziłam.
Cholera, ja i Cztery.