_____________________________
Severus Snape znów miał problemy ze
snem. Tym razem jednak nie chciał korzystać z żadnego eliksiru, herbatki czy
nalewki. Postanowił więc iść tam, gdzie myśli spadają w dół i roztrzaskują się
o błonia. Tak, Wieża Astronomiczna. Było chłodno, a niebo rozświetlone
milionami gwiazd pięknie komponowało z pełnią księżyca. W taką noc jak ta, w
Zakazanym Lesie działy się rzeczy dziwne i przerażające. Mężczyzna opierał się
splecionymi dłońmi o kamienną ścianę zewnętrzną i obserwował błonia, jezioro.
Wszystko wydawało się tak bardzo spokojne. Zerknął w kierunku chaty Hagrida -
paliło się światło, co było dość dziwne, choćby dlatego, że pół-olbrzym
zwykł chodzić spać dość szybko, a Severus wyszedł ze swojej komnaty grubo po
północy. Nagle ciszę rozdarł pisk. Niesamowicie wysoki, krótki pisk, ledwo
słyszalny z takiej odległości, ale Mistrz Eliksirów wzrok i słuch miał
nienaganne. Rozdrażniony faktem, że zawsze się coś dzieje, gdy on jest w
pobliżu, zszedł, bardzo niechętnie z resztą, z Wieży Astronomicznej i skierował
się na błonia. Tam nie było ani jednej żywej duszy, co z resztą jeszcze
bardziej rozzłościło mężczyznę. Już miał wracać, gdy znów usłyszał pisk - tym
razem cichszy i krótszy niż poprzednio. Kilak sekund później jego wzrok padł na
przemieszczającą się sylwetkę kobiety, która niosąc coś w ręku, skradała się
brzegiem jeziora.