2 grudnia 2020

+18, Severus Snape i HermionaGranger #HarryPotter

 Pocałował jej ramię.

Lekko, delikatnie, jak gdyby spadł płatek śniegu i rozpuścił się natychmiast.

Czuła jego włosy.

Przyjemny ciężar jego ciała spoczywał na jej plecach. 

- Severusie?

- Tak?

Zadrżała na dźwięk jego głosu. Tak ciepłego, pełnego głębi, aksamitnego. Uwielbiała go słuchać. Nie ważne, czy mówił do niej, o niej czy dla niej. Najważniejsze, że wszystko co wychodziło z jego ust otulało ją ciepłą pierzyną.

- Ja nie wiem...

Zaśmiał się tylko cicho.

- Nie. Nie myśl o tym. Nie oczekuje od ciebie niczego, nie możesz tak myśleć.

Przełknęła głośno ślinę. Po tym co zrobił jej Ron, każdy dotyk był dla niej zobowiązujący. Krzyczący o rewanż. Nie dane jej było poznać uwierającego w podbrzuszu słodkiego oczekiwania. Dreszczy. Motyli. Był tylko obowiązek.

- Chcę, żebyś nauczyła się dotyku na nowo. Mówiła mi o tym, co myślisz. Jak się czujesz. Co mogę zrobić żebyś czuła się bezpiecznie.

Bezpiecznie. To słowo nigdy nie było jej obce, ale było zbyt dalekie żeby nazwać je bliskim. Severus nie należał do ciepłych osób. Był cierpliwy, uczciwy, niesamowicie inteligenty. Zabawny, błyskotliwy. Nie był jednak ciepły, romantyczny, nie umiał się poświęcić. Jednak ta kwestia, kwestia dotyku, była czymś, w co zaangażował się mocniej niż myślał, że może.

Mógł coś naprawić. Mógł naprawić k o g o ś.

- Ja... - zawahała się. Krótki moment, wystarczył jednak żeby się odsunął. Dał jej przestrzeń. - Nie, Severus. Nie odsuwaj się. Podoba mi się. Jest przyjemnie.

Uśmiechnął się lekko, mając obawy, że mogłaby zauważyć. Kiwnął tylko głową, niemo pytając o pozwolenie na kolejny krok.

Rozluźniła się.

Pierwszy raz od tygodni. 

Wciąż siedząc za jej plecami dotknął jej nadgarstka, ścisnął go lekko. Poczuł jak jej głowa zaczyna opierać się o jego tors. Przesunął palcami po jej dłoni, przedramieniu. Rysował nieskomplikowane wzory na jej ręku mając nadzieję, że rozluźni się odrobinę bardziej. Kiedy jej głowa całkowicie opadła na jego obojczyk, pozwolił sobie przysunąć się odrobinę bliżej. Tak, żeby jej plecy przykleiły się do jego nagiego ciała.

- Mów do mnie. Prowadź mnie. - szepnął, bardzo nieśmiało zaczepiając jej ucho językiem. 

- Bądź delikatny, tak jak teraz. Przesuwaj wolno palcami po moim ciele. Są takie ciepłe. Dotknij mojego uda, powoli. Nie zbliżaj się do kolan, proszę.

Prosiła go - mimo że nie powinna. Prosiła o nieprzekraczanie granic, o szacunek. Fala wściekłości zalała go momentalnie. 

Warknął.

Bał się, że ją wystraszył.

Zamiast tego poczuł jak przysuwa się do niego. 

Fala ciepła zalała ją niespodziewanie. Pojawiło się dziwne kłucie w podbrzuszu. Czoło zrosił pot. Zacisnęła nieznacznie dłonie na jego udach i jęknęła cichutko. Jego dotyk był zbawienny. Uczyli się siebie nawzajem, poznając granice, dobre i złe praktyki. Każdy skrawek poznawanego ciała obsypywany był milionem rozproszonych dotyków i delikatnymi pocałunkami.

Nie sądziła, że kiedykolwiek to jeszcze poczuje. Pożądanie.

To nie tak, że nie czuła pożądania w ogóle. Czuła je, tylko od dawna nie było to dobre uczucie. Kojarzyło się jej tylko z tym, co należy. Nie było miejsca na jej przyjemność, nasycony elektrycznością dotyk. Był pośpiech, niezręczność, czasem nawet ból. Nie wiedziała, co przeraża ją bardziej. To, że nie umiała tego przerwać, czy to że przestawało ją to obchodzić. Straszne rzeczy działy się w jej głowie, kiedy widziała rudą czuprynę opadająca na spocone czoło. Nie pamiętała, kiedy czekała na zbliżenie z ekscytacją, niecierpliwie i intensywnie. W jej pamięci za dobrze jednak wryło się uczucie skrępowania i poczucia winy, bo znów nie powiedział jej żadnego dobrego słowa.

Kiedy w jej głowie pojawiła się myśl, że chciałaby spróbować tego owocu z kimś innym, z kimś kto naprawdę ją szanuje, poczuła jak chłodne usta muskają jej szyję. Nie mogła się powstrzymać i uniosła rękę, żeby jej dłoń opadła na szczupłą twarz i spotkała się z rozpalonym policzkiem.

Przeszedł go bolesny dreszcz. Intensywność tego, co właśnie się stało sprawiło, że zabrakło mu siły na porządny oddech. Świsnął więc niekontrolowanie, marząc tylko o tym, żeby ta drobna dłoń przykleiła się do jego twarzy na zawsze.

Nie wiedziała, co się stało, czy zrobiła coś złego, czy raczej wyjątkowego. Powietrze wokół nich stało się gęste. Była pewna, że gdyby mieli w dłoniach różdżki półmrok pomieszczenia roziksrzyłby się wesoło.

- Mogę cię pocałować? 

To pytanie zawisło niczym najgęstsza listopadowa mgła w chłodny poranek. Nie chciał zabijać tego, co udało im się stworzyć. Chciał pokazać jej piękno ludzkiego ciała, dać jej wspomnienia  jak wygląda spełnienie. Takie, które zostawia po sobie drżące nogi, urywany oddech i rozszerzone źrenice. Spełnienie, którego słodki smak czuje się w ustach nawet kilka godzin później. Pragnął pokazać jej, że jest człowiekiem, który może na nowo pokochać dotyk, który ma prawo chcieć i pragnąć. Samo myślenie o tym było fascynujące.

- Tak - szepnęła nieśmiało.

Jeśli to drgnięcie jej głosu było chociaż czymś w rodzaju ekscytacji, to już osiągnął sukces. Pierwszego wieczoru nie pozwoliła mu nawet dotknąć policzka. Rozpłakała się, kiedy spojrzał w jej oczy, a ciało ogarnęły dreszcze i zimne poty.

Odsunął się więc od niej, złapał jej kruchą dłoń. Odwróciła się do niego i pierwsze co zobaczyła to obsydianowe oczy, duże brwi i krótkie rzęsy. Wąskie usta uśmiechające się do niej nieznacznie. Duży nos, który uważała za najpiękniejszy na świecie. Włosy zatknięte miał za ucho. Światło wielu świec padało na jego twarz i podkreślało jak pięknym jest człowiekiem.

Jedyne co liczyło się dla niego w tamtym momencie to wielkie, brązowe oczy wpatrującego się w niego. Niemal krzyczące o tym, jak bardzo mu ufa. 

Dotknął jej policzka śmiało, bez zbędnego czekania. Wtuliła się w jego dłoń, a on w podziękowaniu uśmiechnął się do niej tak, jak jeszcze nigdy. Dotknął kciukiem jej ust, rozchylając je nieznacznie. Nachylił się i pozwolił jej oswoić się z sytuacją. Trwał tak nad nią kilka sekund, zawieszony we wszechświecie. 

Pocałował ją.

Najpierw spokojnie, dając jej przestrzeń na podjęcie decyzji. W końcu, to wszystko było dla niej i o niej. Kiedy oddała pocałunek, przesunął dłoń na jej szyję, hacząc długimi palcami o kark. Dotknął jej włosów, nie mając pojęcia czego się spodziewać. Zaskoczyła go miękkość jej loków, nigdy nie dotykał jak przyjemnych włosów.

Złapała go za szyję, podnosząc się lekko z kolan. Chciała do niego przylgnąć i już nigdy nie czuć nic innego. Nikt nigdy nie pocałował jej w ten sposób. W jej brzuchu było stado motyli, w głowie słyszała tylko szum krwi, a po plecach spłynęła strużka potu. Była podniecona. Pierwszy raz w życiu szczerze pragnęła drugiego człowieka. Pragnęła mężczyzny, który poświęcił jej długie miesiące. Oddawał jej swoje wieczory, palił setki świec, tylko po to, żeby czuła się bezpieczniej. Otaczał ją zapachem słodkich sosen, drażnił się z nią, pozwalał zamykać się na długie godziny z książką i spędzać czas w samotności. Podsuwał pod nos herbatę i nigdy nie dodawał mleka. Wiedział, że nie przepada za tym specyfikiem. Nie był dla niej przesadnie miły i uroczy. Był z nią szczery i traktował ją z szacunkiem. Wystarczało. Obojgu.

Poczuł drżące palce na swojej szyi i mimowolnie ni to jęknął, ni to warknął. Jakie to było wspaniałe! Poczuł się najważniejszym człowiekiem na świecie. Wygrał na loterii. 

- Bo... kiedy robisz tak, jak zrobiłeś przed chwilą to moje ciało reaguje - mruknęła w jego usta. Przejechała językiem po wargach, on jednak zdążył złapać go ustami.

- Granger - czasami zapominała jak ma na imię. Lubiła w nim to, że zwracał się do niej tylko po nazwisku. Mogła wtedy skupić się na byciu sobą, a nie na oczekiwaniach innych. - Podobasz mi się. Cholernie mi się podobasz. 

Zszedł z pocałunkami na jej policzki, trzymając dłonie na jej szyi, czując pod palcami pulsujące tętnice. Wygięła szyję, dając nieme pozwolenie na kolejny krok. Polizał jej szyję, a dłonie zsunął na talię. W tej wielkiej koszuli wyglądała tak niewinnie. Znów mruknęła. Zacisnął dłonie na materiale, walcząc ze sobą. Tu nie chodzi o niego, to wszystko jest dla niej. 

Złapała go za włosy, wciskając jego twarz w zagłębienie między szyją, a obojczykami. Jego dotyk palił, a jej się podobało. Zostawiał gorące ślady na jej skórze, pozwalając zapamiętać każdą sekundę tej nocy. Palce powędrowały na jego plecy, głaszcząc je i drapiąc na zmianę. Przycisnął ją bliżej, próbując nie oszaleć.

- Snape? Ufam ci. Wiem, że wszystko będzie dobrze. 

Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. Złapał twarz w dłonie i trzymał mocno. Musiała patrzeć mu w oczy, bo to co miał powiedzieć było niezwykle ważne. Prawdopodobnie najważniejsze, co kiedykolwiek jej powie.

- W każdej chwili możesz powiedzieć nie. W każdej, Granger. Zabraniam ci czuć się z tym źle. Mów mi, co ci się podoba. Każ przestać, jeśli coś będzie nie tak. Nie proś, każ mi przestać. Nigdy nie jest za późno, żeby się wycofać. Jeśli cokolwiek sprawi ci nieprzyjemność, ból, niechęć do mnie, masz mi natychmiast o tym powiedzieć. Tu chodzi o ciebie, zawsze chodziło. Dla mnie jesteś idealna. Z całym bagażem, z każdą wadą, z dziwactwami. Już nigdy nie musisz czuć obowiązku, jasne? Pozwól sobie odczuwać wszystko. Nie krępuj się. Jęcz, mrucz, krzycz, szeptaj, mów do mnie. Mamy dużo czasu, nie musisz się z niczym spieszyć.

Głos zadrżał mu tylko raz, na słowie "jęcz". Może był nudny, ale nic nie nakręcało go tak, jak kobiecy jęk. Głośny, cichy, niekontrolowany.

W odpowiedzi kiwnęła tylko głową i rozpięła do końca koszulę, którą jej dał. Zsunęła ją z ramion, pokazując po raz pierwszy to, czego tyle lat się wstydziła.

Jej dekolt opruszony był drobniutkim piegami, obojczyki wystawały zachęcająco. Jej ciało było gotowe. Biust unosił się z każdym oddechem, kusząc napiętymi sutkami. Popchnął ją lekko na łóżko. Włosy rozsypały się po pościeli, a piersi zafalowały kusząco. Przejechał paznokciami po jej udzie, drapiąc je mocniej niż chciał. Jej jednak to nie przeszkadzało. Podniosła nogę i przejechała stopą po jego łydce. Wziął w usta jej sutek, pieszcząc go ustami i językiem.

- Nie lubię tego, Snape. Dotykaj moich piersi, jednak bez strategicznego punktu. To irytujące, nie przyjemne.

Uśmiechnął się, dumny z niej. Chwycił jej pierś od dołu, przesuwając językiem między jedną a drugą. Jej ciało drgnęło, a usta rozchyliły się nieznacznie.  Jedną dłoń trzymał na łóżku, druga błądziła po udach. 

Nagle jej dłoń złapała jego. Czekał aż coś powie, jednak jej usta pozostały zamknięte. Przymknęła oczy ze wstydu. Wahała się kilkanaście sekund, aż w końcu położyła jego dłoń na swoim łonie. Wciąż miała na sobie bieliznę, której widocznie chciała się pozbyć.

- Chcesz? - zapytał, a w jego głosie nie dało się nie usłyszeć zadowolenia.

- Tak - odpowiedziała krótko, niemal hardo. Jakby przez kilka godzin ktoś wtłaczał w nią pewność siebie.

Zaczął całować jej brzuch, zniżając się powoli. Muskał palcami uda i drażnił kości biodrowe. Polizał je odważnie, a ona mruknęła w odpowiedzi. 

- Nie chcę czekać 

- Jeszcze chwila. Zapamiętaj ten moment dokładnie. To szczypanie w podbrzuszu, gorące fale zalewające ciało. Skraplający się pot, przyspieszony oddech, ekscytację, niecierpliwość, chęć pospiechu.

Nie dając jej czasu na odpowiedź zdjął z niej bieliznę i rzucił ją na podłogę. Wsunął jedną dłoń pod pośladek i ścisnął go zdecydowanie.

Dmuchnął w jej kobiecość, żeby podrażnić ją jeszcze odrobinę. Jęknęła. Głośno. Zanim ten wspaniały dźwięk umilkł, jego usta znalazły się między jej nogami.

Najpierw obdarował ją pocałunkami, potem językiem starał się spić każdą krople jej soku. Jej dłonie zaciskały się na jego włosach i pościeli na zmianę. Uda zrobiły się zimne, słabe i wiotkie. Włożył w nią palec, potem drugi. Spojrzał jej w oczy, a to co zobaczył sprawiło że chciał włożyć trzeci. Powstrzymał się jednak. Jej oczy płonęły. Czystym pożądaniem. Nigdy nie wiedział czegoś takiego. Pod rzęsami zebrały się duże łzy, a jej usta otworzyły się w niemym krzyku. Wyciągnął z niej palce, irytująco wolno. Zanim zdążyła coś powiedzieć, jego język penetrował jej wnętrze, a kciuk bawił się łechtaczką. Kilka sekund, tyle potrzebowała, żeby krzyknąć i odsunąć jego głowę od siebie. Zacisnęła mocno nogi i przewróciła się na brzuch. Jej ciało płonęło, chociaż było jej zimno. 

Przykrył ją pościelą i pocałował w plecy. Jeden pocałunek, a i tak wyczuła że się uśmiecha.

- Wystarczy? - zapytał z przekąsem

- Na razie tak - odgryzła się, a zawiadiacki uśmiech wpełzł jej na usta.

- Daj znać, gdybyś chciała jeszcze, Granger.

Była przy nim bezpieczna. Bezpieczniejsza niż przy kimkolwiek innym.

- Jasne, Snape. 







 

14 września 2020

Hermiona Granger i Severus Snape +18 #HarryPotter

Najpiękniejszy dzień w życiu kobiety to nie ten, w którym mówi "tak", dowiaduje się o ciąży czy kupuje dom. Najpiękniejszym dniem w życiu kobiety jest poranek, kiedy spływa na nią to cudowne uczucie niepohamowanego szczęścia i przekonania, że jest dobra. To popołudnie, kiedy zdaje sobie sprawę, że będzie dobrą żoną, świetną przyjaciółką, a może i matką, jeśli zechce. Najważniejszy jednak jest wieczór, to ten moment, kiedy kobieta, po całym dniu myślenia, może w końcu bez wyrzutów sumienia poleżeć bezczelnie w wannie i napawać się słodkim uczuciem akceptacji i miłości do samej siebie. To elementy tak ważne, tak niezbędne i jednocześnie tak trudne do osiągnięcia, że wiele osób zapomina, jak ważna jest celebracja tych momentów.
Jeśli Hermiona Granger miała jakiś cel w życiu, to było nim właśnie to. Miała dwadzieścia trzy lata, skończyła wymarzone studia, mieszkała w niewielkim domu i wciąż znosiła złośliwości Rona. Niemniej jednak, bardzo zaznaczała nieukontentowanie swojej sytuacji, nie szczędząc swojemu przyjacielowi kłótni i przykrych słów. Ale czy był inny sposób? Był współwłaścicielem firmy, z którą współpracowała, więc nie mogła po prostu się od niego odciąć. Marzyła jednak o tym skrycie, bo jego towarzystwo już dawno przestało jej odpowiadać. Kiedy jednak dwudziestego szóstego maja dwa tysiące drugiego roku, powiedział jej, że pewnie dalej jest sama, bo jest nudną, szarą myszką, wybuchła.
- Ron, dość! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, pracować, ani nawet cię widywać. Za dużo słów powiedziałeś. Do widzenia.
Wyszła z biura, trzaskając za sobą drzwiami. Zostawiła go tam, z głupim uśmieszkiem, za którym kryła się przeogromna złość. Domyślał się, że to koniec ich współpracy, więc właśnie stracił ogromne ilości pieniędzy. Nie obchodziła go Hermiona, w końcu to tylko Granger, prawda? Odkąd go odrzuciła jeszcze w Hogwarcie, z roku na rok gorzkniał i w końcu przestało mu zależeć. Miał mnóstwo kobiet, nigdy jednak żadnej nie kochał. Spotykał się z nimi, chodził do łóżka, jadł kolacje. Jednak nigdy żadna nie widziała jego sypialni, jego zdjęć z dzieciństwa ani nie poznała jego matki. Dla tego mężczyzny najważniejszy był on i jego własna wygoda, bo czy był szczęśliwy?
- Nie będziesz moim błędem, Granger - szepnął do siebie i wyszedł, nie domykając drzwi, jakby z nadzieją, że wraz z ciepłem ucieknie cała jego złość i żal.
Hermiona, wychodząc spod prysznica, w bawełnianym, ciemnozielonym szlafroku, otworzyła butelkę wina. Wytrawnego, czerwonego wina, które czekało na celebrację wyjątkowej chwili i ogromnego sukcesu jej wydawnictwa.
Czy jednak warto czekać na sukces, skoro w ciągu kilku chwil, przekreśliło się całą swoją karierę?
Mokre loki przykleiły się jej do szyi, a ona zastanawiała się, co poszło nie tak? Kiedy minęło aż tak wiele lat? Kiedy ostatnio była na spacerze, myśląc o wietrze, śpiewie ptaków czy szumie fal?
Ubrała swoją ulubioną, obsydianową sukienkę i postanowiła wieczór spędzić w ulubionej knajpce, przy muzyce na żywo, z wytrawnym drinkiem w dłoni. Zanurzyć się w dźwiękach, poczuć jak jej krew pulsuje w rytm gitary, a włosy elektryzują się od emocji. Założyła naszyjnik, który dostała na osiemnaste urodziny od rodziców, srebrny z opalem w kształcie trójkąta. Dawał jej poczucie wolności, ale jednocześnie pełnej kontroli.
Ciężkie, mahoniowe drzwi otworzyły się przed nią, a ona zrobiła krok do przodu, wkraczając w świątynie spokoju i muzyki. Cicha gra gitary połaskotała jej uszy, a woń wina i serów uderzył w nozdrza. Usiadła przy ulubionym stoliku, w rogu, przy dużym, zaczarowanym oknie, które ukazywało pogodę o jakiej się pomyślało. Widziała teraz płatki śniegu łagodnie spadające na parapet, tańczące na lekkim wietrze, niczym baletnice w rosyjskim spektaklu. Zamówiła butelkę ulubionego wina i czekała, aż pojawi się na stole. Kiedy pojawiła się karafka z kieliszkiem, zauważyła przy barze postać w bardzo innych ciuchach niż zwykle, z półdługimi włosami zebranymi za uchem. Kiedy zdała sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się w mężczyznę, pośpiesznie odwróciła wzrok i skupiła się na wzorach wytłoczonych na kryształowej karafce. Raptem kilka minut później, obok kieliszka zmaterializowała się niewielka kartka.
"Panno Granger, nie uważa Pani za niestosowne, wpatrywać się w mężczyznę, kiedy ten siedzi plecami do Pani? SS".
Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że on czuł jej wzrok.
"Panie Snape, to wybitnie nieuprzejme, wysyłać liściki, kiedy można porozmawiać."
Machnęła lekko dłonią i wróciła do obserwowania karafki.
Nie usłyszała go, ani nie zobaczyła. Zdradził go zapach. Ciężki, głęboki, pełen piżma i cierpkości wina, młodych sosen i słonej wody.
- Granger
- Snape
Kiwnęli na siebie lekko, nie bawiąc się w krótkie rozmowy o niczym. Chciał coś powiedzieć, kiedy ona uniosła dłoń i zaczęła mówić.
- Nigdy cię nie lubiłam Snape, ale ja nawet siebie nie lubię. Za to bardzo doceniałam twoje towarzystwo, szczególnie ten jeden wieczór, kiedy wszyscy spili się na weselu Harry'ego, a my rozmawialiśmy w altanie i nazwałeś mnie paskudną babą.
- Jesteś wyjątkowo paskudną babą. Jesteś męcząca, irytująca i głośna. Jednak fascynujesz mnie.
I bum, gorąco.
I bum, parno.
I bum, ciężko.
- Dalej jesteś sam?
- Dalej jesteś sama?
- Mieszkam niedaleko - chrypnęła.
Od kilku lat widywali się sporadycznie, okazjonalnie, bo wypadało. Jednak te godziny, kiedy byli razem, obfitowały w woń seksu, napięcie i gorące dłonie. Było mnóstwo dwuznacznych spojrzeń i... Nigdy o tym nie rozmawiali. Nigdy nic z tym nie zrobili. Patrzyli na siebie ciężko, z niespełnionymi ludzkimi odruchami, które mimo wojny, nigdy nie zniknęły.
Wstała sekundę po nim, przechyliła głowę lekko w lewo, dając znać, że musi zapłacić.
On jednak dotknął jej nadgarstka tak lekko, jak najsłodszy majowy wiatr. Przeszedł ją dreszcz, kiedy spojrzała w jego oczy i wyobraziła sobie jego dłonie na jej szyi.
- Zapłacę - mruknął i odszedł szybkim krokiem. Nie miał na sobie zwykłej szaty. Rozpoznała czarną koszulę ze srebrnymi guzikami, te czarne spodnie i nudne pantofle. Jednak ta zielona kamizelka, z haftowanym bluszczem i srebrną nitką nadawała mu tak ciekawego wydźwięku, że musiała wbić paznokcie w dłonie, żeby jeszcze się opanować.
Kilka minut spaceru upłynęło zdecydowanie zbyt wolno. Nie dotykali się, jednak pozwolili sobie iść blisko. Ich kroki były różne, nie wyglądali na starych znajomych, partnerów. Nie mogli złapać synchronizacji - dokładnie tak, jak w życiu. Blisko, ale nigdy razem. Żadne z nich nie było w stanie wyzbyć się chociaż małego ułamka swojej niezależności.
Zamknęła za sobą drzwi. Dwa kroki w prawo. Ściągnęła buty, zostawiła torebkę i lekki płaszcz. Na wieszaku obok była jego kamizelka.
- Dlaczego ja ściągnąłeś? - zapytała, wchodząc do kuchni.
- Podobała ci się? - szepnął, jakby bał się odpowiedzi.
- Owszem, Snape. Podniecała mnie.
Zostawił szklankę z wodą i złapał ją mocno za nadgarstek. Naprawdę mocno. Skrzywiła się lekko z bólu, ale wiedział, że jej się podoba. Wystawiła lekko język, zapraszając do zabawy.
- Załóż ten naszyjnik, który dostałaś ode mnie na święta.
- Myślałam, że to z grzeczności.
Wciąż trzymał jej nadgarstek, jednak oparł ją o kuchenna wyspę a kolano włożył między jej kolana, uniemożliwiając ucieczkę.
- Owszem, Granger. Jednak zawsze kiedy wyobrażałem sobie ciebie nago, miałaś go na sobie.
Kiwnęła lekko głową, a on puścił jej nagarstek. Przygryzła usta, napięcie robiło się jak ugryzienie komara - wyjątkowo nieznośne.
Poszli na górę, gdzie ściągnął z niej cała biżuterię. Zapiął na szyi naszyjnik z dużym, pięknie oprawionym w srebro ametystem. Podał dwa pierścionki - jeden z różowym kwarcem, drugi z obsydianem.
- Załóż je dla mnie - poprosił. Bez słów spełniła jego prośbę.
Usiadła na łóżku, ledwie na skraju, tak, że stopą łaskotała jego łydkę. Rozpiął jej sukienkę.
Całował jej plecy, powoli, pozwalając jej wyginać się i pojękiwać cichutko. Muskał jej ramiona i szyję długimi palcami, chłodnymi i szorstkimi. Wodził językiem po łopatkach i talii co jakiś czas odkrywając spod loków rozżażoną skórę.
- Snape?
W odpowiedzi usłyszała tylko gardłowe "mmm?"
- Pieprz mnie - szepnęła cicho, ale z ogromnym oczekiwaniem.
Złapał ją za gardło, patrząc prosto w oczy. Położył na plecach tak, że jej kolana wciąż zwisały z łóżka. Znów wystawiła język, który złapał swoimi ustami, zlizując słodki jęk. Puścił jej szyję, żeby ścisnąć talię i zobaczyć, jak szybko pulsuje tętnica na szyi. Ściągnął spodnie z bielizną i rzucił w kąt, tam gdzie znajdowała się już koszula i sukienka. 
Podciągnęła nogi, czekając niecierpliwie, a on patrzył na nią tak intensywnie, że gdyby wzrok przenikał przez ciało, zobaczyłby jej duszę.
Wszedł w nią szybko, zdecydowanie. Gorąco rozlało się po ich ciałach, a skóra pokryła się cienką warstwą potu. Znów uderzyła ją woń skóry i perfum tego człowieka.
- Szyja - chrypnęła lekko, wyginając się mocno.
Najpierw polizał, potem przejechał palcami, pocałował i ścisnął. Nie wiedział, czy nie za mocno, jej dłonie zacisnęły się na pościeli, a on poczuł dziwna falę w podbrzuszu.
Zatrzymał się i spojrzał na nią zaciekawiony.
- Naprawdę? Już?
W odpowiedzi tylko wstała i klęknęła przed nim na rozrzuconej pościeli.
Jego włosy były w dotyku całkiem miękkie, ładnie pachniały. Nie wie dlaczego przez tyle lat wydawało jej się, że są brudne.
Szyja, zawsze ukryta pod surdutem, zapraszała intensywnym pulsowaniem. Drapała jego obojczyki i ramiona, całując go powoli i pozwalając sobie na całkowity spokój. Po kilku ciepłych, waniliowych chwilach, złapała go za włosy, a druga dłoń zacisnęła na jego męskości. Był zmuszony odgiąć lekko głowę, dając jej przewagę, smak wygranej. Ufał jej, a to wszystko, co dawali sobie nawzajem od długich chwil było najwspanialszym co go spotkało w życiu.
- Severus - mruknęła. To jedno słowo sprawiło, że zawrzało w nich obojgu. Powietrze było już gęste, nieprzyjemne. 
Polizała jego usta irytująco wolno i puściła włosy. Odgiął spokojnie szyję i rozmasował ja ostentacyjnie, zerkając na jej biust, brzuch, nogi.
Cofnęła się odrobinę, żeby zaraz wypiąć się do niego zachęcająco. Warknął wręcz, kiedy zobaczył krągłe pośladki wypięte w jego stronę. Położyła się całkowicie, oddając się chwili i pokazując swoje ogromne zaufanie.
- Kurwa, Granger - usłyszała w momencie, kiedy poczuła jak duży jest, jak nabrzmiały i gorący.
Nie wiedział, czy chce słuchać tego, co o niej myślał. Ale musiał spróbować, wybrał więc najpiękniejszą myśl, jaką miał teraz w głowie.
- Myślałem o tym setki razy, ale nigdy nie sądziłem, że będzie mi tak dobrze. Że będziesz taka piękna, zdecydowana, odważna.
- Potem mi podziękujesz, Snape. Umówimy się jeszcze - wysapała wręcz, obijając się o jego podbrzusze.
- Ty mi podziękujesz, Granger. Wciąż musisz się dużo nauczyć - odpowiedział, zgarniając jej włosy i owijając je sobie wokół dłoni.
Chciała przyspieszyć, ale on jakby na złość, zwolnił. Nachylił się mocno, torsem oparł się o jej pośladki. Pogłaskał jej uda, żeby palce włożyć zaraz do ust i zacząć drażnić jej najwrażliwszą część.
Krzyknęła z rozkoszy, a on się rozpłynął. Nie mógł jednak przestać, musi jej pokazać jak często myślał o tej chwili.
- Cichutko, spokojnie, jeszcze chwilka - mruczał rozkosznie wprost w jej ucho, kiedy jego palce doprowadzały ją do szału. Doskonale wiedział, gdzie i co żeby nie skończyła za szybko, ale mimo wszystko dawał jej ogrom przyjemności. Jakby znał ją na pamięć, jej sny i fantazje. Jakby wcale nie widział jej ciała pierwszy raz, jakby nie zatopił się w jej wnętrzu dopiero dziś.
Poruszył się jeszcze kilka razy, dokładnie i powoli, żeby czuła każdy ruch. Podszczypywał jej kobiecości tak długo, aż jej biodra zaczęły się trząść, a uda stały się lodowate. Wyszedł delikatnie i pomógł jej się położyć. 
- Nie wiem, czy powinienem zostać, Granger.
- Nie chce, żebyś szedł. Nie chcę, żebyś został. Śpij po prostu, rano napijesz się ze mną kawy.