3 lutego 2021

Raz

 Spił się. 

Spił się okrutnie.

Przed oczami błyskały się małe iskierki. Odbijając się od ścian, poszedł do łazienki. Przemył twarz zimną wodą, mając nadzieję, że to pomoże. 

Wyszedł z łazienki, kierując się prosto do sypialni. Po drodze zauważył skrawek materiału leżący pod ścianą. Podniósł go niezdarnie, żeby od razu wyczuć jego energię. Poczuł jak gorące stały się jego dłonie, jak ciężko było mu złapać oddech.


Prysznic był zbawienny. Pół dnia nie mogła się uspokoić - oddechy były zbyt płytkie, a nogi drżały przy każdym kroku. Chłodna woda spływająca po włosach pozwoliła jej odnaleźć spokój i miała nadzieję, że wszystko wróci do normy. Dotknęła swojej szyi, przypominając sobie ten sen na jawie i przymknęła lekko oczy. 


Zaczęło parzyć. Ta energia była wszędzie. Zaczęła wirować wokół płomieni świec, osadzać się na książkach i meblach. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Bez, świeża trawa i zapach słońca. Myślał, że to wszystko to tylko sen, jednak myśl była natrętna, wierciła w jego głowie dziurę, która wypełnić mogła tylko jedna osoba.

- Pieprzyć to - szepnął do siebie. Nie zauważył kiedy zdążył wytrzeźwieć. Magia jest jednak wspaniała.


Wyszła spod prysznica, założyła szlafrok i zanim sięgnęła po turban do włosów, zauważyła niewielki liścik na szafce.

" Energia wraca, musiałaś u mnie być".  

Nie zastanawiając się zbyt wiele, wskoczyła do kominka. Jakie szczęście, że dostała prywatne dormitorium z dostępem do wielu udogodnień.

Jej mokre włosy pachniały jak pomarańcze, a stopy zostawiały ślady na drewnianej podłodze. Podeszła do niego pewnie, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, jej szyja znalazła się w jego dłoniach. Jego usta całowały ją lekko, pragnąc pozwolenia na więcej.

Złapała go za spodnie i przycisnęła do siebie, poczuła szarpnięcie w podbrzuszu i chwilę później jego dłoń znalazła się w jej lokach. Wciąż ociekały wodą, a krople tańczyły na jej nagiej skórze.

- Byłaś tu.

- Byłeś w mojej głowie.

Nie wiedzieli, co się stało. Jakim cudem pamiętali swoje ciała? Jak udało im się zschynronizować oddechy? Skąd pamiętali swoje zapachy? Dlaczego płomienie świec tańczyły mocno, pnąc się ku górze.

Złapał ją mocno w talii, a ona wypchnęła biodra w jego kierunku. Polizała jego szyję, nie wiedząc czego się spodziewać.

On wyprostował się nagle, złapał ją za brodę i zmusił do spojrzenia w oczy.

- Igrasz z ogniem, możesz się poparzyć.

- Nie boję się. Jestem oceanem, możesz we mnie utonąć.

Poddusił ją, jednak nie uciekła. Nogi się pod nią ugięły, plecy oblał zimny pot. Jęknęła.

- Nie rób tak - warknął. Był zły. Był podniecony. Rozproszony, nie kontrolował się.

Jęknęła.

Złapał ją mocno za włosy i zmusił, żeby klęknęła. Zakrztusiła się powietrzem, zalała ją fala podniecenia, której nigdy wcześniej nie doświadczyła.

Kucnął przed nią i dotknął kciukiem jej ust. Wystawiła język, mając nadzieję na więcej. 

- Więc chcesz się pobawić?

- Tak.

- Mhm... - mruknął zmysłowo, patrząc jej w oczy.

Podał jej rękę i pomógł wstać.

- Za mną.

Przeszła z nim przez salon i pracownie. Stanęli przed drzwiami, a powietrze wokół nich syczało.

- Zanim tam wejdziesz, musisz wiedzieć trzy rzeczy. I nie waż się mi przerywać! Po pierwsze, zawsze możesz powiedzieć nie. Po drugie, twoje bezpieczeństwo jest priorytetem i niezależnie od tego co będziesz mówić, przestanę jeśli zobaczę że sobie nie radzisz. Po trzecie, pozbywasz się wstydu. Jasne? 

Kiwnęła głową w odpowiedzi i przygryzła usta.

Złapał ją za rękę. Miał chude i ciepłe palce. Zadrżała na myśl, co potrafi z nimi zrobić. 

- Zdejmij szlafrok. 

Jednym ruchem dłoni wysuszył jej włosy, miała teraz wielką burzę loków, które spadały jej na oczy.

- Lubię twoje włosy, będą pięknie wyglądać na poduszkach - jego głos był niski, mówił wolno, pozwalając jej cieszyć się każdą sylabą.

- Co ja...

Nie zdążyła zadać pytania, kiedy jego usta zaczęły agresywnie napierać na jej wargi. Zarzuciła mu ręce na szyję, ciesząc się ciepłem jego ciała. Kilka chwil później poczuła różdżkę na swoich plecach i zamarła na moment.

- Usiądź - rozkazał - nie zrobię ci krzywdy. Musisz mi zaufać.

Usiadła, chociaż w tamtym momencie nie była pewna niczego. Zamknęła oczy, jakby bojąc się tego co nadejdzie.

Jedyne co poczuła, to delikatne łaskotanie. Zaśmiała się cicho, a w odpowiedzi dostała delikatny pocałunek w kark. Różdżka błądziła po rozpalonych plecach, a jego oddech odmierzał sekundy.

Kiedy poczuła się wyjątkowo rozluźniona, a on poczuł, że jest gotowa, pchnął ją na łóżko. Upadła twarzą w poduszki. Docisnął jej kark nie pozwalając wstać.

- Teraz dasz się ponieść i nie będziesz się bać, jasne? Słuchaj mnie, a zapamiętasz te noc do końca.

Podniósł jej kolana tak, że teraz wypinała się do niego kusząco. Zrzucił swoje spodnie i pogłaskał jej krągłe pośladki. Wyciągnął ze schowka pod łóżkiem niewielką szpicrutę. Zadrżała, słysząc dźwięk skórzanej zabawki na pościeli.

Prawa ręka trzymał ją za biodro, lewą klepał delikatnie jej pośladki. Czuł, jak zaczęła drżeć. Złapał ja mocniej i przycisnął do swoich bioder. Poczuła jak nabrzmiały jest i gwałtownie wciągnęła powietrze. Była gotowa, jednak jedyne co poczuła to jego język bawiący się z jej łechtaczką.

Krzyknęła niekontrolowanie.

Mruknął, ale nie mogła się skupić na tym cudownym dźwięku.

Próbowała się odsunąć, przypomniała sobie że zawsze może powiedzieć "nie". Ona nie chciała przerywać, chciała więcej. Miała pozbyć się wstydu, tak?

- Proszę, nie każ mi już czekać - szepnęła, kiedy jej język zwiedzał jej najbardziej wrażliwe zakamarki ciała.

Był niecierpliwy. Odsunął się od niej gwałtownie i wszedł w nią jednym ruchem.

Był duży, a ją przeszyła fala bólu. Nogi się pod nią ugięły, jednak złapał ją mocno za biodra i nie pozwolił zmienić pozycji.

- Mogę być odrobinę delikatniejszy, ale nie możesz liczyć na to, że będę łagodny - szepnął prosto do jej ucha, pieszcząc je ustami.

Zaśmiała się lekko, chociaż wcale jej to nie bawiło. Nigdy nie była tak podniecona jak teraz. Nigdy nie czuła się tak wyjątkowo, tak bezpiecznie. 

Czuła, jak jej soki spływają po nogach. Słyszała urywane oddechy przerywane jękami. Widziała ich cień, podniecało ją jaką władze miał nad nią w tamtej chwili. Ścisnęła mocno pościel i próbowała się wypiąć jeszcze bardziej. Zatrzęsła pośladkami, a on wciągnął agresywnie powietrze. Wyszedł z niej i przewrócił na plecy.

Spojrzała w jego oczy. Były zamglone, pełne pożądania.

- Połóż nogi na moich barkach - rozkazał cicho. 

Zrobiła to, a potem poczuła jak wypełnia ją od środka. Było jej ciepło, błogo i pozwoliła sobie dotknąć swojej szyi, włożyć palce do ust, rozstrzepać włosy na poduszce, przesunąć wilgotne dłonie po piersiach i brzuchu. Patrzył na nią zafascynowany i zwolnił tempa. Rozszerzył jej nogi i założył na swoją talię. Nachylił się na nią i włożył sutek do ust.

- Nie - powiedziała krótko i stanowczo. 

Kiwnął głową, że zrozumiał i polizał rozpaloną skórę między piersiami. Miała naprawdę kształtne piersi, które falowały rozkosznie przy każdym ruchu.

- Chce dojść - powiedział.

- Ja też - odpowiedziała z pełną powagą.

Poczuł jak pojedyncza strużka potu spływa mu po plecach. Włożył jej kciuka do ust patrząc jej prosto w oczy. Nie zawahała się ani sekundy, zaczęła go lekko ssać.

Kilka chwil później, ten sam kciuk doprowadzał ją do szaleństwa, kiedy całe jej ciało odpowiadało na jego ruchy. Czuła w sobie każdy jego centymetr, jego palce nie dawały jej odpocząć. Doszła, jęcząc głośno i oblizując usta.

Złapał ją mocno za włosy i kazał na siebie patrzeć. Skończył w niej, łapiąc w usta wystawiony seksownie język.

Padł obok niej, zachwycony i zmęczony.

- Zimno mi jest - mruknęła śpiącym głosem.

 Nakrył ją kołdrą i zamknął oczy.

- Przytul się - szepnął zachrypniętym głosem. 

Nie spodziewał się niczego, jednak chwilę później jej miękkie ciało wtuliło się w niego.

Spali.


2 grudnia 2020

+18, Severus Snape i HermionaGranger #HarryPotter

 Pocałował jej ramię.

Lekko, delikatnie, jak gdyby spadł płatek śniegu i rozpuścił się natychmiast.

Czuła jego włosy.

Przyjemny ciężar jego ciała spoczywał na jej plecach. 

- Severusie?

- Tak?

Zadrżała na dźwięk jego głosu. Tak ciepłego, pełnego głębi, aksamitnego. Uwielbiała go słuchać. Nie ważne, czy mówił do niej, o niej czy dla niej. Najważniejsze, że wszystko co wychodziło z jego ust otulało ją ciepłą pierzyną.

- Ja nie wiem...

Zaśmiał się tylko cicho.

- Nie. Nie myśl o tym. Nie oczekuje od ciebie niczego, nie możesz tak myśleć.

Przełknęła głośno ślinę. Po tym co zrobił jej Ron, każdy dotyk był dla niej zobowiązujący. Krzyczący o rewanż. Nie dane jej było poznać uwierającego w podbrzuszu słodkiego oczekiwania. Dreszczy. Motyli. Był tylko obowiązek.

- Chcę, żebyś nauczyła się dotyku na nowo. Mówiła mi o tym, co myślisz. Jak się czujesz. Co mogę zrobić żebyś czuła się bezpiecznie.

Bezpiecznie. To słowo nigdy nie było jej obce, ale było zbyt dalekie żeby nazwać je bliskim. Severus nie należał do ciepłych osób. Był cierpliwy, uczciwy, niesamowicie inteligenty. Zabawny, błyskotliwy. Nie był jednak ciepły, romantyczny, nie umiał się poświęcić. Jednak ta kwestia, kwestia dotyku, była czymś, w co zaangażował się mocniej niż myślał, że może.

Mógł coś naprawić. Mógł naprawić k o g o ś.

- Ja... - zawahała się. Krótki moment, wystarczył jednak żeby się odsunął. Dał jej przestrzeń. - Nie, Severus. Nie odsuwaj się. Podoba mi się. Jest przyjemnie.

Uśmiechnął się lekko, mając obawy, że mogłaby zauważyć. Kiwnął tylko głową, niemo pytając o pozwolenie na kolejny krok.

Rozluźniła się.

Pierwszy raz od tygodni. 

Wciąż siedząc za jej plecami dotknął jej nadgarstka, ścisnął go lekko. Poczuł jak jej głowa zaczyna opierać się o jego tors. Przesunął palcami po jej dłoni, przedramieniu. Rysował nieskomplikowane wzory na jej ręku mając nadzieję, że rozluźni się odrobinę bardziej. Kiedy jej głowa całkowicie opadła na jego obojczyk, pozwolił sobie przysunąć się odrobinę bliżej. Tak, żeby jej plecy przykleiły się do jego nagiego ciała.

- Mów do mnie. Prowadź mnie. - szepnął, bardzo nieśmiało zaczepiając jej ucho językiem. 

- Bądź delikatny, tak jak teraz. Przesuwaj wolno palcami po moim ciele. Są takie ciepłe. Dotknij mojego uda, powoli. Nie zbliżaj się do kolan, proszę.

Prosiła go - mimo że nie powinna. Prosiła o nieprzekraczanie granic, o szacunek. Fala wściekłości zalała go momentalnie. 

Warknął.

Bał się, że ją wystraszył.

Zamiast tego poczuł jak przysuwa się do niego. 

Fala ciepła zalała ją niespodziewanie. Pojawiło się dziwne kłucie w podbrzuszu. Czoło zrosił pot. Zacisnęła nieznacznie dłonie na jego udach i jęknęła cichutko. Jego dotyk był zbawienny. Uczyli się siebie nawzajem, poznając granice, dobre i złe praktyki. Każdy skrawek poznawanego ciała obsypywany był milionem rozproszonych dotyków i delikatnymi pocałunkami.

Nie sądziła, że kiedykolwiek to jeszcze poczuje. Pożądanie.

To nie tak, że nie czuła pożądania w ogóle. Czuła je, tylko od dawna nie było to dobre uczucie. Kojarzyło się jej tylko z tym, co należy. Nie było miejsca na jej przyjemność, nasycony elektrycznością dotyk. Był pośpiech, niezręczność, czasem nawet ból. Nie wiedziała, co przeraża ją bardziej. To, że nie umiała tego przerwać, czy to że przestawało ją to obchodzić. Straszne rzeczy działy się w jej głowie, kiedy widziała rudą czuprynę opadająca na spocone czoło. Nie pamiętała, kiedy czekała na zbliżenie z ekscytacją, niecierpliwie i intensywnie. W jej pamięci za dobrze jednak wryło się uczucie skrępowania i poczucia winy, bo znów nie powiedział jej żadnego dobrego słowa.

Kiedy w jej głowie pojawiła się myśl, że chciałaby spróbować tego owocu z kimś innym, z kimś kto naprawdę ją szanuje, poczuła jak chłodne usta muskają jej szyję. Nie mogła się powstrzymać i uniosła rękę, żeby jej dłoń opadła na szczupłą twarz i spotkała się z rozpalonym policzkiem.

Przeszedł go bolesny dreszcz. Intensywność tego, co właśnie się stało sprawiło, że zabrakło mu siły na porządny oddech. Świsnął więc niekontrolowanie, marząc tylko o tym, żeby ta drobna dłoń przykleiła się do jego twarzy na zawsze.

Nie wiedziała, co się stało, czy zrobiła coś złego, czy raczej wyjątkowego. Powietrze wokół nich stało się gęste. Była pewna, że gdyby mieli w dłoniach różdżki półmrok pomieszczenia roziksrzyłby się wesoło.

- Mogę cię pocałować? 

To pytanie zawisło niczym najgęstsza listopadowa mgła w chłodny poranek. Nie chciał zabijać tego, co udało im się stworzyć. Chciał pokazać jej piękno ludzkiego ciała, dać jej wspomnienia  jak wygląda spełnienie. Takie, które zostawia po sobie drżące nogi, urywany oddech i rozszerzone źrenice. Spełnienie, którego słodki smak czuje się w ustach nawet kilka godzin później. Pragnął pokazać jej, że jest człowiekiem, który może na nowo pokochać dotyk, który ma prawo chcieć i pragnąć. Samo myślenie o tym było fascynujące.

- Tak - szepnęła nieśmiało.

Jeśli to drgnięcie jej głosu było chociaż czymś w rodzaju ekscytacji, to już osiągnął sukces. Pierwszego wieczoru nie pozwoliła mu nawet dotknąć policzka. Rozpłakała się, kiedy spojrzał w jej oczy, a ciało ogarnęły dreszcze i zimne poty.

Odsunął się więc od niej, złapał jej kruchą dłoń. Odwróciła się do niego i pierwsze co zobaczyła to obsydianowe oczy, duże brwi i krótkie rzęsy. Wąskie usta uśmiechające się do niej nieznacznie. Duży nos, który uważała za najpiękniejszy na świecie. Włosy zatknięte miał za ucho. Światło wielu świec padało na jego twarz i podkreślało jak pięknym jest człowiekiem.

Jedyne co liczyło się dla niego w tamtym momencie to wielkie, brązowe oczy wpatrującego się w niego. Niemal krzyczące o tym, jak bardzo mu ufa. 

Dotknął jej policzka śmiało, bez zbędnego czekania. Wtuliła się w jego dłoń, a on w podziękowaniu uśmiechnął się do niej tak, jak jeszcze nigdy. Dotknął kciukiem jej ust, rozchylając je nieznacznie. Nachylił się i pozwolił jej oswoić się z sytuacją. Trwał tak nad nią kilka sekund, zawieszony we wszechświecie. 

Pocałował ją.

Najpierw spokojnie, dając jej przestrzeń na podjęcie decyzji. W końcu, to wszystko było dla niej i o niej. Kiedy oddała pocałunek, przesunął dłoń na jej szyję, hacząc długimi palcami o kark. Dotknął jej włosów, nie mając pojęcia czego się spodziewać. Zaskoczyła go miękkość jej loków, nigdy nie dotykał jak przyjemnych włosów.

Złapała go za szyję, podnosząc się lekko z kolan. Chciała do niego przylgnąć i już nigdy nie czuć nic innego. Nikt nigdy nie pocałował jej w ten sposób. W jej brzuchu było stado motyli, w głowie słyszała tylko szum krwi, a po plecach spłynęła strużka potu. Była podniecona. Pierwszy raz w życiu szczerze pragnęła drugiego człowieka. Pragnęła mężczyzny, który poświęcił jej długie miesiące. Oddawał jej swoje wieczory, palił setki świec, tylko po to, żeby czuła się bezpieczniej. Otaczał ją zapachem słodkich sosen, drażnił się z nią, pozwalał zamykać się na długie godziny z książką i spędzać czas w samotności. Podsuwał pod nos herbatę i nigdy nie dodawał mleka. Wiedział, że nie przepada za tym specyfikiem. Nie był dla niej przesadnie miły i uroczy. Był z nią szczery i traktował ją z szacunkiem. Wystarczało. Obojgu.

Poczuł drżące palce na swojej szyi i mimowolnie ni to jęknął, ni to warknął. Jakie to było wspaniałe! Poczuł się najważniejszym człowiekiem na świecie. Wygrał na loterii. 

- Bo... kiedy robisz tak, jak zrobiłeś przed chwilą to moje ciało reaguje - mruknęła w jego usta. Przejechała językiem po wargach, on jednak zdążył złapać go ustami.

- Granger - czasami zapominała jak ma na imię. Lubiła w nim to, że zwracał się do niej tylko po nazwisku. Mogła wtedy skupić się na byciu sobą, a nie na oczekiwaniach innych. - Podobasz mi się. Cholernie mi się podobasz. 

Zszedł z pocałunkami na jej policzki, trzymając dłonie na jej szyi, czując pod palcami pulsujące tętnice. Wygięła szyję, dając nieme pozwolenie na kolejny krok. Polizał jej szyję, a dłonie zsunął na talię. W tej wielkiej koszuli wyglądała tak niewinnie. Znów mruknęła. Zacisnął dłonie na materiale, walcząc ze sobą. Tu nie chodzi o niego, to wszystko jest dla niej. 

Złapała go za włosy, wciskając jego twarz w zagłębienie między szyją, a obojczykami. Jego dotyk palił, a jej się podobało. Zostawiał gorące ślady na jej skórze, pozwalając zapamiętać każdą sekundę tej nocy. Palce powędrowały na jego plecy, głaszcząc je i drapiąc na zmianę. Przycisnął ją bliżej, próbując nie oszaleć.

- Snape? Ufam ci. Wiem, że wszystko będzie dobrze. 

Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. Złapał twarz w dłonie i trzymał mocno. Musiała patrzeć mu w oczy, bo to co miał powiedzieć było niezwykle ważne. Prawdopodobnie najważniejsze, co kiedykolwiek jej powie.

- W każdej chwili możesz powiedzieć nie. W każdej, Granger. Zabraniam ci czuć się z tym źle. Mów mi, co ci się podoba. Każ przestać, jeśli coś będzie nie tak. Nie proś, każ mi przestać. Nigdy nie jest za późno, żeby się wycofać. Jeśli cokolwiek sprawi ci nieprzyjemność, ból, niechęć do mnie, masz mi natychmiast o tym powiedzieć. Tu chodzi o ciebie, zawsze chodziło. Dla mnie jesteś idealna. Z całym bagażem, z każdą wadą, z dziwactwami. Już nigdy nie musisz czuć obowiązku, jasne? Pozwól sobie odczuwać wszystko. Nie krępuj się. Jęcz, mrucz, krzycz, szeptaj, mów do mnie. Mamy dużo czasu, nie musisz się z niczym spieszyć.

Głos zadrżał mu tylko raz, na słowie "jęcz". Może był nudny, ale nic nie nakręcało go tak, jak kobiecy jęk. Głośny, cichy, niekontrolowany.

W odpowiedzi kiwnęła tylko głową i rozpięła do końca koszulę, którą jej dał. Zsunęła ją z ramion, pokazując po raz pierwszy to, czego tyle lat się wstydziła.

Jej dekolt opruszony był drobniutkim piegami, obojczyki wystawały zachęcająco. Jej ciało było gotowe. Biust unosił się z każdym oddechem, kusząc napiętymi sutkami. Popchnął ją lekko na łóżko. Włosy rozsypały się po pościeli, a piersi zafalowały kusząco. Przejechał paznokciami po jej udzie, drapiąc je mocniej niż chciał. Jej jednak to nie przeszkadzało. Podniosła nogę i przejechała stopą po jego łydce. Wziął w usta jej sutek, pieszcząc go ustami i językiem.

- Nie lubię tego, Snape. Dotykaj moich piersi, jednak bez strategicznego punktu. To irytujące, nie przyjemne.

Uśmiechnął się, dumny z niej. Chwycił jej pierś od dołu, przesuwając językiem między jedną a drugą. Jej ciało drgnęło, a usta rozchyliły się nieznacznie.  Jedną dłoń trzymał na łóżku, druga błądziła po udach. 

Nagle jej dłoń złapała jego. Czekał aż coś powie, jednak jej usta pozostały zamknięte. Przymknęła oczy ze wstydu. Wahała się kilkanaście sekund, aż w końcu położyła jego dłoń na swoim łonie. Wciąż miała na sobie bieliznę, której widocznie chciała się pozbyć.

- Chcesz? - zapytał, a w jego głosie nie dało się nie usłyszeć zadowolenia.

- Tak - odpowiedziała krótko, niemal hardo. Jakby przez kilka godzin ktoś wtłaczał w nią pewność siebie.

Zaczął całować jej brzuch, zniżając się powoli. Muskał palcami uda i drażnił kości biodrowe. Polizał je odważnie, a ona mruknęła w odpowiedzi. 

- Nie chcę czekać 

- Jeszcze chwila. Zapamiętaj ten moment dokładnie. To szczypanie w podbrzuszu, gorące fale zalewające ciało. Skraplający się pot, przyspieszony oddech, ekscytację, niecierpliwość, chęć pospiechu.

Nie dając jej czasu na odpowiedź zdjął z niej bieliznę i rzucił ją na podłogę. Wsunął jedną dłoń pod pośladek i ścisnął go zdecydowanie.

Dmuchnął w jej kobiecość, żeby podrażnić ją jeszcze odrobinę. Jęknęła. Głośno. Zanim ten wspaniały dźwięk umilkł, jego usta znalazły się między jej nogami.

Najpierw obdarował ją pocałunkami, potem językiem starał się spić każdą krople jej soku. Jej dłonie zaciskały się na jego włosach i pościeli na zmianę. Uda zrobiły się zimne, słabe i wiotkie. Włożył w nią palec, potem drugi. Spojrzał jej w oczy, a to co zobaczył sprawiło że chciał włożyć trzeci. Powstrzymał się jednak. Jej oczy płonęły. Czystym pożądaniem. Nigdy nie wiedział czegoś takiego. Pod rzęsami zebrały się duże łzy, a jej usta otworzyły się w niemym krzyku. Wyciągnął z niej palce, irytująco wolno. Zanim zdążyła coś powiedzieć, jego język penetrował jej wnętrze, a kciuk bawił się łechtaczką. Kilka sekund, tyle potrzebowała, żeby krzyknąć i odsunąć jego głowę od siebie. Zacisnęła mocno nogi i przewróciła się na brzuch. Jej ciało płonęło, chociaż było jej zimno. 

Przykrył ją pościelą i pocałował w plecy. Jeden pocałunek, a i tak wyczuła że się uśmiecha.

- Wystarczy? - zapytał z przekąsem

- Na razie tak - odgryzła się, a zawiadiacki uśmiech wpełzł jej na usta.

- Daj znać, gdybyś chciała jeszcze, Granger.

Była przy nim bezpieczna. Bezpieczniejsza niż przy kimkolwiek innym.

- Jasne, Snape. 







 

14 września 2020

Hermiona Granger i Severus Snape +18 #HarryPotter

Najpiękniejszy dzień w życiu kobiety to nie ten, w którym mówi "tak", dowiaduje się o ciąży czy kupuje dom. Najpiękniejszym dniem w życiu kobiety jest poranek, kiedy spływa na nią to cudowne uczucie niepohamowanego szczęścia i przekonania, że jest dobra. To popołudnie, kiedy zdaje sobie sprawę, że będzie dobrą żoną, świetną przyjaciółką, a może i matką, jeśli zechce. Najważniejszy jednak jest wieczór, to ten moment, kiedy kobieta, po całym dniu myślenia, może w końcu bez wyrzutów sumienia poleżeć bezczelnie w wannie i napawać się słodkim uczuciem akceptacji i miłości do samej siebie. To elementy tak ważne, tak niezbędne i jednocześnie tak trudne do osiągnięcia, że wiele osób zapomina, jak ważna jest celebracja tych momentów.
Jeśli Hermiona Granger miała jakiś cel w życiu, to było nim właśnie to. Miała dwadzieścia trzy lata, skończyła wymarzone studia, mieszkała w niewielkim domu i wciąż znosiła złośliwości Rona. Niemniej jednak, bardzo zaznaczała nieukontentowanie swojej sytuacji, nie szczędząc swojemu przyjacielowi kłótni i przykrych słów. Ale czy był inny sposób? Był współwłaścicielem firmy, z którą współpracowała, więc nie mogła po prostu się od niego odciąć. Marzyła jednak o tym skrycie, bo jego towarzystwo już dawno przestało jej odpowiadać. Kiedy jednak dwudziestego szóstego maja dwa tysiące drugiego roku, powiedział jej, że pewnie dalej jest sama, bo jest nudną, szarą myszką, wybuchła.
- Ron, dość! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, pracować, ani nawet cię widywać. Za dużo słów powiedziałeś. Do widzenia.
Wyszła z biura, trzaskając za sobą drzwiami. Zostawiła go tam, z głupim uśmieszkiem, za którym kryła się przeogromna złość. Domyślał się, że to koniec ich współpracy, więc właśnie stracił ogromne ilości pieniędzy. Nie obchodziła go Hermiona, w końcu to tylko Granger, prawda? Odkąd go odrzuciła jeszcze w Hogwarcie, z roku na rok gorzkniał i w końcu przestało mu zależeć. Miał mnóstwo kobiet, nigdy jednak żadnej nie kochał. Spotykał się z nimi, chodził do łóżka, jadł kolacje. Jednak nigdy żadna nie widziała jego sypialni, jego zdjęć z dzieciństwa ani nie poznała jego matki. Dla tego mężczyzny najważniejszy był on i jego własna wygoda, bo czy był szczęśliwy?
- Nie będziesz moim błędem, Granger - szepnął do siebie i wyszedł, nie domykając drzwi, jakby z nadzieją, że wraz z ciepłem ucieknie cała jego złość i żal.
Hermiona, wychodząc spod prysznica, w bawełnianym, ciemnozielonym szlafroku, otworzyła butelkę wina. Wytrawnego, czerwonego wina, które czekało na celebrację wyjątkowej chwili i ogromnego sukcesu jej wydawnictwa.
Czy jednak warto czekać na sukces, skoro w ciągu kilku chwil, przekreśliło się całą swoją karierę?
Mokre loki przykleiły się jej do szyi, a ona zastanawiała się, co poszło nie tak? Kiedy minęło aż tak wiele lat? Kiedy ostatnio była na spacerze, myśląc o wietrze, śpiewie ptaków czy szumie fal?
Ubrała swoją ulubioną, obsydianową sukienkę i postanowiła wieczór spędzić w ulubionej knajpce, przy muzyce na żywo, z wytrawnym drinkiem w dłoni. Zanurzyć się w dźwiękach, poczuć jak jej krew pulsuje w rytm gitary, a włosy elektryzują się od emocji. Założyła naszyjnik, który dostała na osiemnaste urodziny od rodziców, srebrny z opalem w kształcie trójkąta. Dawał jej poczucie wolności, ale jednocześnie pełnej kontroli.
Ciężkie, mahoniowe drzwi otworzyły się przed nią, a ona zrobiła krok do przodu, wkraczając w świątynie spokoju i muzyki. Cicha gra gitary połaskotała jej uszy, a woń wina i serów uderzył w nozdrza. Usiadła przy ulubionym stoliku, w rogu, przy dużym, zaczarowanym oknie, które ukazywało pogodę o jakiej się pomyślało. Widziała teraz płatki śniegu łagodnie spadające na parapet, tańczące na lekkim wietrze, niczym baletnice w rosyjskim spektaklu. Zamówiła butelkę ulubionego wina i czekała, aż pojawi się na stole. Kiedy pojawiła się karafka z kieliszkiem, zauważyła przy barze postać w bardzo innych ciuchach niż zwykle, z półdługimi włosami zebranymi za uchem. Kiedy zdała sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się w mężczyznę, pośpiesznie odwróciła wzrok i skupiła się na wzorach wytłoczonych na kryształowej karafce. Raptem kilka minut później, obok kieliszka zmaterializowała się niewielka kartka.
"Panno Granger, nie uważa Pani za niestosowne, wpatrywać się w mężczyznę, kiedy ten siedzi plecami do Pani? SS".
Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że on czuł jej wzrok.
"Panie Snape, to wybitnie nieuprzejme, wysyłać liściki, kiedy można porozmawiać."
Machnęła lekko dłonią i wróciła do obserwowania karafki.
Nie usłyszała go, ani nie zobaczyła. Zdradził go zapach. Ciężki, głęboki, pełen piżma i cierpkości wina, młodych sosen i słonej wody.
- Granger
- Snape
Kiwnęli na siebie lekko, nie bawiąc się w krótkie rozmowy o niczym. Chciał coś powiedzieć, kiedy ona uniosła dłoń i zaczęła mówić.
- Nigdy cię nie lubiłam Snape, ale ja nawet siebie nie lubię. Za to bardzo doceniałam twoje towarzystwo, szczególnie ten jeden wieczór, kiedy wszyscy spili się na weselu Harry'ego, a my rozmawialiśmy w altanie i nazwałeś mnie paskudną babą.
- Jesteś wyjątkowo paskudną babą. Jesteś męcząca, irytująca i głośna. Jednak fascynujesz mnie.
I bum, gorąco.
I bum, parno.
I bum, ciężko.
- Dalej jesteś sam?
- Dalej jesteś sama?
- Mieszkam niedaleko - chrypnęła.
Od kilku lat widywali się sporadycznie, okazjonalnie, bo wypadało. Jednak te godziny, kiedy byli razem, obfitowały w woń seksu, napięcie i gorące dłonie. Było mnóstwo dwuznacznych spojrzeń i... Nigdy o tym nie rozmawiali. Nigdy nic z tym nie zrobili. Patrzyli na siebie ciężko, z niespełnionymi ludzkimi odruchami, które mimo wojny, nigdy nie zniknęły.
Wstała sekundę po nim, przechyliła głowę lekko w lewo, dając znać, że musi zapłacić.
On jednak dotknął jej nadgarstka tak lekko, jak najsłodszy majowy wiatr. Przeszedł ją dreszcz, kiedy spojrzała w jego oczy i wyobraziła sobie jego dłonie na jej szyi.
- Zapłacę - mruknął i odszedł szybkim krokiem. Nie miał na sobie zwykłej szaty. Rozpoznała czarną koszulę ze srebrnymi guzikami, te czarne spodnie i nudne pantofle. Jednak ta zielona kamizelka, z haftowanym bluszczem i srebrną nitką nadawała mu tak ciekawego wydźwięku, że musiała wbić paznokcie w dłonie, żeby jeszcze się opanować.
Kilka minut spaceru upłynęło zdecydowanie zbyt wolno. Nie dotykali się, jednak pozwolili sobie iść blisko. Ich kroki były różne, nie wyglądali na starych znajomych, partnerów. Nie mogli złapać synchronizacji - dokładnie tak, jak w życiu. Blisko, ale nigdy razem. Żadne z nich nie było w stanie wyzbyć się chociaż małego ułamka swojej niezależności.
Zamknęła za sobą drzwi. Dwa kroki w prawo. Ściągnęła buty, zostawiła torebkę i lekki płaszcz. Na wieszaku obok była jego kamizelka.
- Dlaczego ja ściągnąłeś? - zapytała, wchodząc do kuchni.
- Podobała ci się? - szepnął, jakby bał się odpowiedzi.
- Owszem, Snape. Podniecała mnie.
Zostawił szklankę z wodą i złapał ją mocno za nadgarstek. Naprawdę mocno. Skrzywiła się lekko z bólu, ale wiedział, że jej się podoba. Wystawiła lekko język, zapraszając do zabawy.
- Załóż ten naszyjnik, który dostałaś ode mnie na święta.
- Myślałam, że to z grzeczności.
Wciąż trzymał jej nadgarstek, jednak oparł ją o kuchenna wyspę a kolano włożył między jej kolana, uniemożliwiając ucieczkę.
- Owszem, Granger. Jednak zawsze kiedy wyobrażałem sobie ciebie nago, miałaś go na sobie.
Kiwnęła lekko głową, a on puścił jej nagarstek. Przygryzła usta, napięcie robiło się jak ugryzienie komara - wyjątkowo nieznośne.
Poszli na górę, gdzie ściągnął z niej cała biżuterię. Zapiął na szyi naszyjnik z dużym, pięknie oprawionym w srebro ametystem. Podał dwa pierścionki - jeden z różowym kwarcem, drugi z obsydianem.
- Załóż je dla mnie - poprosił. Bez słów spełniła jego prośbę.
Usiadła na łóżku, ledwie na skraju, tak, że stopą łaskotała jego łydkę. Rozpiął jej sukienkę.
Całował jej plecy, powoli, pozwalając jej wyginać się i pojękiwać cichutko. Muskał jej ramiona i szyję długimi palcami, chłodnymi i szorstkimi. Wodził językiem po łopatkach i talii co jakiś czas odkrywając spod loków rozżażoną skórę.
- Snape?
W odpowiedzi usłyszała tylko gardłowe "mmm?"
- Pieprz mnie - szepnęła cicho, ale z ogromnym oczekiwaniem.
Złapał ją za gardło, patrząc prosto w oczy. Położył na plecach tak, że jej kolana wciąż zwisały z łóżka. Znów wystawiła język, który złapał swoimi ustami, zlizując słodki jęk. Puścił jej szyję, żeby ścisnąć talię i zobaczyć, jak szybko pulsuje tętnica na szyi. Ściągnął spodnie z bielizną i rzucił w kąt, tam gdzie znajdowała się już koszula i sukienka. 
Podciągnęła nogi, czekając niecierpliwie, a on patrzył na nią tak intensywnie, że gdyby wzrok przenikał przez ciało, zobaczyłby jej duszę.
Wszedł w nią szybko, zdecydowanie. Gorąco rozlało się po ich ciałach, a skóra pokryła się cienką warstwą potu. Znów uderzyła ją woń skóry i perfum tego człowieka.
- Szyja - chrypnęła lekko, wyginając się mocno.
Najpierw polizał, potem przejechał palcami, pocałował i ścisnął. Nie wiedział, czy nie za mocno, jej dłonie zacisnęły się na pościeli, a on poczuł dziwna falę w podbrzuszu.
Zatrzymał się i spojrzał na nią zaciekawiony.
- Naprawdę? Już?
W odpowiedzi tylko wstała i klęknęła przed nim na rozrzuconej pościeli.
Jego włosy były w dotyku całkiem miękkie, ładnie pachniały. Nie wie dlaczego przez tyle lat wydawało jej się, że są brudne.
Szyja, zawsze ukryta pod surdutem, zapraszała intensywnym pulsowaniem. Drapała jego obojczyki i ramiona, całując go powoli i pozwalając sobie na całkowity spokój. Po kilku ciepłych, waniliowych chwilach, złapała go za włosy, a druga dłoń zacisnęła na jego męskości. Był zmuszony odgiąć lekko głowę, dając jej przewagę, smak wygranej. Ufał jej, a to wszystko, co dawali sobie nawzajem od długich chwil było najwspanialszym co go spotkało w życiu.
- Severus - mruknęła. To jedno słowo sprawiło, że zawrzało w nich obojgu. Powietrze było już gęste, nieprzyjemne. 
Polizała jego usta irytująco wolno i puściła włosy. Odgiął spokojnie szyję i rozmasował ja ostentacyjnie, zerkając na jej biust, brzuch, nogi.
Cofnęła się odrobinę, żeby zaraz wypiąć się do niego zachęcająco. Warknął wręcz, kiedy zobaczył krągłe pośladki wypięte w jego stronę. Położyła się całkowicie, oddając się chwili i pokazując swoje ogromne zaufanie.
- Kurwa, Granger - usłyszała w momencie, kiedy poczuła jak duży jest, jak nabrzmiały i gorący.
Nie wiedział, czy chce słuchać tego, co o niej myślał. Ale musiał spróbować, wybrał więc najpiękniejszą myśl, jaką miał teraz w głowie.
- Myślałem o tym setki razy, ale nigdy nie sądziłem, że będzie mi tak dobrze. Że będziesz taka piękna, zdecydowana, odważna.
- Potem mi podziękujesz, Snape. Umówimy się jeszcze - wysapała wręcz, obijając się o jego podbrzusze.
- Ty mi podziękujesz, Granger. Wciąż musisz się dużo nauczyć - odpowiedział, zgarniając jej włosy i owijając je sobie wokół dłoni.
Chciała przyspieszyć, ale on jakby na złość, zwolnił. Nachylił się mocno, torsem oparł się o jej pośladki. Pogłaskał jej uda, żeby palce włożyć zaraz do ust i zacząć drażnić jej najwrażliwszą część.
Krzyknęła z rozkoszy, a on się rozpłynął. Nie mógł jednak przestać, musi jej pokazać jak często myślał o tej chwili.
- Cichutko, spokojnie, jeszcze chwilka - mruczał rozkosznie wprost w jej ucho, kiedy jego palce doprowadzały ją do szału. Doskonale wiedział, gdzie i co żeby nie skończyła za szybko, ale mimo wszystko dawał jej ogrom przyjemności. Jakby znał ją na pamięć, jej sny i fantazje. Jakby wcale nie widział jej ciała pierwszy raz, jakby nie zatopił się w jej wnętrzu dopiero dziś.
Poruszył się jeszcze kilka razy, dokładnie i powoli, żeby czuła każdy ruch. Podszczypywał jej kobiecości tak długo, aż jej biodra zaczęły się trząść, a uda stały się lodowate. Wyszedł delikatnie i pomógł jej się położyć. 
- Nie wiem, czy powinienem zostać, Granger.
- Nie chce, żebyś szedł. Nie chcę, żebyś został. Śpij po prostu, rano napijesz się ze mną kawy. 



18 czerwca 2019

Severus Snape i Hermiona Granger, #HaryPotter

Nie pytajcie, co stało się dwudziestego maja. Nie pytajcie, co wspólnego miał z tym Draco, ani co Minerva robiła w jego lochach.
Rozdział dedykuję mojemu mężowi.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Stukot obcasów leniwie rozchodził się po pustym zamku. Odbijał się echem od gobelinów, rzeźbionych poręczy i magicznych obrazów. Zakłócał nieskalaną ciszę, sprawiając, że nawet drobinki kurzu tańczyły w słońcu inaczej, jakby skryte i zlęknione. Roznosił się po całym holu, donośnym, spokojnym rytmem, nadając temu wieczorowi ciekawą, elegancką niepewność.

***

Pisał.
Trzeci raz próbował ubrać w słowa wszystko to, co gnieździło się w jego głowie. Każdy niewypowiedziany wcześniej żal, każdą sekundę złości, nieukrywany już smutek, przerażającą samotność - wszystko s t a r a ł się przelać atramentem na nowy, pachnący pergamin.
Skrzywił się lekko, kiedy włos wymknął się zza ucha i przeklinał w głowie myśl, że od tamtej pory nigdy nie związał już włosów rzemykiem. A przecież było wtedy o tyle wygodniej. Nic nie wpadało do kociołka, nie przeszkadzało pracować, nie łaskotało uciążliwie w nos, kiedy mieszał skomplikowany eliksir.
Warknął na siebie, jakby w prostym dźwięku czystej złości, chciał przekazać światu najbardziej gorzką prawdę świata.
Tęsknił.

***

Stukanie ustało, kiedy wilgoć i chłód opadły na ramiona, nos swędział od zapachu ziół, a skronie pulsowały od magicznej aury mocniej, niż zazwyczaj.
Wyprostowała się, wtłoczyła w twarz najtwardszą maskę, założyła na umysł stalową kłódkę. Wygładziła ciemnobrązową spódnicę, wzięła głęboki oddech i obiecała sobie, że za wszelką cenę nie wyjdzie z lochów, dopóki nie dowie się prawdy.
Jego prawdy. 

***

- Wejść.
Chłodny, metaliczny wręcz głos brzmiał spokojnie, jakby jego właściciel całą swoją siłę przelał w to jedno słowo. Zrobił wszystko, żeby jego głos nie zdradził gorzkiego uczucia pustki, które dominowało w jego komnatach od siedemdziesięciu ośmiu dni.
- Czego chcesz, Minervo? - zapytał krótko, nie spoglądając na nią nawet. Trzymał w dłoniach pióro, nie zamierzał go odkładać, dopóki nie usłyszy czegoś, co wymusi na nim skupienie.
- Wyjaśnień - odpowiedziała tak samo lakonicznie, stojąc przed jego biurkiem, nie oczekując zaproszenia na fotel.
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać o czymś, co nie dotyczy ciebie, nie dotyczyło wojny i nigdy nie będzie dotyczyć Hogwartu - spojrzał na nią zimno, a jego oczy zaszkliły się złowrogo.
Ha! Tu go ma!
- Muszę cię zmartwić, Severusie, ale ta sprawa dotyczyć będzie Hogwartu i to całkiem niedługo. Jeżeli nasza współpraca z Draconem ma rozpocząć się już we wrześniu, jako dyrektor Hogwartu, muszę dowiedzieć się, co stało się dwudziestego maja.
Odłożył pióro. To zdecydowanie będzie wymagało skupienia.
- Jeden warunek - szepnął, chociaż jego szept brzmiał jak ostrzeżenie, a nie uprzejma prośba. - Żadnych pytań.
Skinęła głową, godząc się na ten szantaż. Ona przeżyje, jeżeli raz jej ciekawość nie zostanie zaspokojona, jednak Draco niekoniecznie mógłby mieć tyle szczęścia.

***

- Dziękuję - szepnęła, zamykając za sobą ciężkie, dębowe drzwi.
Severus powrócił do pisania listu.

                                                                                                              5 sierpnia 1999r.

                                                Hermiono,
Minęło siedemdziesiąt osiem dni i nocy.
Sto czterdzieści dwie rzucone na gobelin klątwy, dwieście jedenaście wyrzuconych eliksirów i trzy senne koszmary. Pierwszy - dwudziestego maja, drugi - trzydziestego pierwszego lipca i trzeci - dziś w nocy, piątego sierpnia.
Nie oczekuję niczego, jednak powinnaś wiedzieć, że z szacunku do mnie, do siebie i do naszego... partnerstwa, zasługujemy na rozmowę. Oboje.
Niedługo, przez głupotę, stracę dwunasty kociołek, a moje oszczędności w Gringocie bedą się tylko uszczuplać.
Będę czekał siódmego sierpnia o dwudziestej w moich komnatach. 
Ze względu na rzucone przez Ciebie kiedyś obietnice, nie przyjmuję odmowy mojego zaproszenia.
                                                Severus Snape
     



- Kurwa, nic lepszego z tego nie będzie.
Przywołał swoją szarą sówkę, przywiązał maleńki zwój pergaminu do nóżki i pognał do niej.
Czekał.

***

Założyła ciemnozieloną sukienkę z brązowym paskiem w talii, niewysokie obcasy, włosy zostawiła w nieładzie. Takie lubił je najbardziej.
Mimo że nie widziała jego obsydianowych oczu tyle czasu, łatwo jej było sobie wyobrazić jak pojawiają się w nich dwa migoczące światełka, kiedy jej loki wymykały się spod kontroli.
Nigdy się do tego nie przyznała, ale tęskniła za nim każdego ranka i każdego wieczoru, kiedy nie mogła zająć myśli pracą. Kiedy musiała spojrzeć w lustro. Każdego dnia jej oczy gasły, z cynamonowych ogników zostały maleńkie, ledwo żarzące się węgielki. Rzęsy opadały pod ciężarem słonych łez, a barki uginały się pod gorzkim ciężarem wygnania.
Nie chciała tam iść. To równało się z wyrwaniem sobie serca po raz kolejny, z przeżywaniem tortur na nowo, z godzeniem się, aby zgniótł jej nadzieję, wiarę i resztki szczęścia.
Jednak nie mogła mu odmówić. Odezwał się.
Czekała siedemdziesiąt osiem dni na ten list. Oznaczało to tyle, że albo chce jej powiedzieć, że jej nienawidzi, albo... powiedzieć, że jej nienawidzi.
Po tym wszystkim co się stało wtedy, pamiętnego dwudziestego maja, nie miała prawa prosić o nic. Nie miała już niczego, co mogłaby sobie zabrać, aby odpokutować. Dlatego się zgodziła.
Niech to będzie kara ostateczna. Niech stanie się najgorsze, niech serce przestanie już krwawić, niech przestanie bić, niech jej oddech umilknie, niech umysł opęta najgorszy sztorm, żeby uspokoić się w końcu i zamilknąć. Na zawsze.
Była może odrobinę melodramatyczna, jednak gryfońskie instynkty przetrwały w niej równie mocno, co wspomnienia z krótkiego związku z najgenialniejszym mężczyzną ostatniego, magicznego stulecia.
Nie użyła perfum, Severus zawsze mawiał, że uwielbia napawać się jej zapachem. A pachniała rozmarynem, starymi woluminami, które leżały na najwyższych, zapomnianych półkach biblioteki. I lawendą. Gdzieś pośród rozrzuconych po pergaminie rozmarynowych gałązek, przebijała się nieśmiało woń wczesnej lawendy.
- Kurwa, Granger, odwagi.
A potem był tylko trzask aportacji i porzucone nadzieje.

***

Herbata.
Tak po prostu? Herbata?
- Wiem, że wolisz kawę. Pozbyłem się jednak całej, kiedy... wyjechałaś - powiedział, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Herbata będzie w porządku, dziękuję.
Kiwnęła głową, z wdzięcznością, że dał jej czas. Potrzebowała go, bo wspomnienia z tego miejsca zaczynały przytłaczać. Zapachy, specyficzne tykanie zegarka, brak światła, chłód, do którego kiedyś z łatwością przywykła.
Długi czas milczeli, jakby ucząc się na nowo kompletowania słów, aby wyrazić to, co czują, a czuli wiele. Oboje byli zagubieni, rozgoryczeni i wściekli, na samych siebie przede wszystkim.
- Hermiono, chyba, że wolisz panno Granger - zaczął, a w jego głosie po raz pierwszy usłyszała zawahanie, zwątpienie i brak sił.
- Severusie...

***
Kiedy wypowiedziała jego imię, tak miękko, jakby nigdy nie odeszła, coś się zmieniło.
Ulotnił się cały strach, niepewność, ciemność.
Zobaczył ją tak, jak wtedy. Dawno temu, bo siedemdziesiąt osiem dni, wydawało się wiecznością.
Co prawda, jej włosy straciły dawny blask, były bardziej matowe i szorstkie, co z łatwością mógł zaobserwować, jednak były tak samo nieujarzmione i dzikie, co wcześniej.
Jej policzki, choć nie tak pełne, wciąż były zarumienione i pokryte piegami. Oczy, choć zgaszone i smutne, miało w sobie cynamonowe ciepło, przywodzące na myśl zimowe spacery wokół zamku.
Dłonie, tak precyzyjne, zawsze spokojne i miękkie, drżały teraz lekko, jakby obawiając się najgorszego.
Czekała - zrozumiał w końcu. Przyszła tu, żeby usłyszeć okrutne słowa, przyszła tu zniszczyć swój wątpliwy spokój, a to wszystko przez dumę. Szacunek.
Była gryfonką do szpiku kości, jednak nie brak było jej nieprzeciętnej inteligencji krukonów, przebiegłości, ambicji i zawziętości ślizgonów i w końcu - nie było jej obce oddanie i lojalność, czysto puchońskie z resztą.
Kochał ją.
Kiedyś, dawno, siedemdziesiąt osiem dwa dni temu ją kochał.
- Poczekaj. Zanim powiesz cokolwiek, odpowiedz mi na jedno pytanie - poprosił.
Wzdrygnęła się, wiedząc, że zapyta właśnie o to. O jedyną rzecz, na którą może odpowiedzieć jedynie przecząco.
- Żałujesz, Hermiono? Zrobiłabyś to ponownie, znając konsekwencje?
Musiała.
Zasługiwał na prawdę, choćby była zgniłą mandragorą.
- Tak.
- Odwaga - szepnął - to właśnie to, co sprawiło, że znalazłaś się w Domu Lwa.
Przełknęła głośno ślinę i wróciła do wspomnień z dwudziestego maja.

***
Byli w letniej rezydencji Severusa. W XV-wiecznym zamku w Tours, w środkowej Francji.
Zaprosił ją tam z kilku powodów - po pierwsze i najważniejsze, wojna się skończyła. Musieli odpocząć od tego wszystkiego. Po drugie, miał tu ogromne laboratorium i prywatną bibliotekę, prowadził też prace nad bardzo specyficznymi eliksirami, które miał nadzieję wprowadzić kiedyś na rynek. Z jej wiedzą i doświadczeniem w zaklęciach i eliksirach miał szanse dokończyć eksperymenty.
Po trzecie, chciał jej pokazać i udowodnić, że ma dom. Ma dom, który kiedyś będzie należał do niej. Ma swoje miejsce na świecie i jeśli chciałaby uciec - ma dokąd. W tym miejscu choćby największe zło świata, nie dopadnie jej. Osobiście o to zadbał, po cichu pozbywając się potencjalnych szaleńców, którzy mogliby zakłócić jej spokój. Nie brakowało fanatyków Voldemorta, którzy po jego śmierci nieudolnie próbowali stać się jego marną kopią i na nowo rozpętać wojenny chaos.
Pokazał jej ogród, rozległe pola i skrawek lasu należący do posiadłości. Dał dostęp do każdej komnaty, odkrywając przed nią sekrety przeszłości. Obiecał, że mogą tu zostać tak długo jak będą chcieli i niczego im nie zabraknie. Severus Snape był bowiem bardzo doświadczonym strategiem i zadbał aby przez ostatnie dziesięć lat na jego koncie zgromadziła się niezła sumka, która spokojnie zadba o jego spokojną emeryturę, kiedy już zrezygnuje z nauczania.
Przechadzali się po ogrodzie, podziwiając tańczące promienie słońca.
- Wiesz, Severusie, myślałam ostatnio dużo.
- Nie dziwi mnie to, czy ty kiedykolwiek dajesz odpocząć swojemu umysłowi? Wystarczająco go nadwyrężyłaś na wojnie, daj sobie odpocząć.
Uśmiechał się lekko, a samotny kosmyk włosów, który uwolnił się z kucyka na karku połaskotał go w długi, haczykowaty nos, który Hermiona uwielbiała.

Nagle wspomnienie rozmyło się i zniknęło, a kiedy chciała do niego wrócić, coś jej nie pozwalało.

***
- Myślałem, że będę chciał rozmowy, wyjaśnień, czegokolwiek co pozwoliłoby mi zrozumieć twoje zachowanie. Myliłem się. Nie potrzebuję niczego.
- Severusie...
- Nie, przestań. - ucisnął nasadę nosa palcami i zgarbił się, przytłoczony tym, co chce powiedzieć. Co chce zaoferować. - Nie mów nic. Nie chcę tego słuchać. Nie chcę.
Dwa głębokie oddechy, wyprostował się i patrzył na nią obsydianowymi oczami pełnymi miłości.
Pozwolił słowom płynąć, jak po wzburzonym oceanie w bezgwiezdną noc.
- Kiedy odeszłaś, coś pękło. Woda była słona, słońce paliło, sen nie przychodził. Eliksiry, klątwy - nic nie pomagało. Brakowało mi cię, każdego dnia. Rano zapachu twoich włosów na poduszce, brudnego kubka po kawie na stole. Po południu szukałem twoich śmiejących się policzków, żeby ucałować je czule. Wieczór, eh wieczór. Ciężko było zasypiać w ciemnym, cichym pokoju, bez twoich włosów na poduszce, bez bijącego od ciebie ciepła, bez twojego cichego pojękiwania, kiedy coś ci się śniło. Milion. Milion razy próbowałem zamknąć oczy i zniszczyć to wszystko, zabrać, zakopać, unicestwić na wieki. Nie umiałem. Wciąż nie umiem.
Zerknął na jej smutną twarz. W oczach szkliły się łzy, brwi zdradzały zmartwienie i smutne oczekiwanie.
- Snape, czego chcesz - zapytała, kiedy nie mogła już znieść tego piekącego wzroku.
Nachylił się na fotelu, oparł przedramiona na kolanach i splótł dłonie pozwalając sobie rozluźnić plecy.
- Ciebie, Granger. Wróć.
Czekał.
Czekał na nią ten cały czas, kiedy ona myślała, że spaliła za sobą najwspanialszy z mostów.
- A kawa? - zapytała z przekąsem, jak wtedy, kiedy drażnili się nawzajem i dokuczali sobie, żeby umilić pracę nad strategiami wojennymi.
Pstryknął palcami, a na jego usta wpełzł najszerszy uśmiech, jaki Hogwart widział.
Na stoliku pojawił się niewielki, ciemnozielony połyskujący czajniczek z parującą kawą.
- Przekonałeś mnie, Snape.
- Dobrze cię znów mieć, Granger. - warknął z przekąsem i złapał ją za ręce.
A potem objął ją jak najcenniejszą rzecz i pozwolił się jej wtulić w jego szeroki tors, uciekając od wszystkiego, co złe.
Pocałował ją czule w czoło, głaszcząc jednocześnie jej piękne, dzikie loki.
- Myślę, że mogę się do tego przyzwyczaić, Snape.

6 sierpnia 2017

Severus Snape i Hermiona Granger, #HarryPotter

Wybaczcie za kolejną miniaturę, w której jest ślub, ale jako młoda narzeczona temat mi jest bliski. Poza tym, śluby zawsze mnie fascynowały :)
____________________________________________________________

Hogwart był oprószony białym puchem, leniwe chmury sunęły po błękitnym niebie i rozbijały się o wieże zamku. Wszystko było już przygotowane - Wielka Sala pachniała imbirem i goździkami, na stole nauczycielskim stały białe tulipany, a na stołach gości czerwone lilie. Skrzaty uwijały się z ostatnimi poprawkami, zapalały świece, upewniały się, że wszystkie kwiaty stoją w odpowiednich wazonach.
Minerva McGonagall zakładała właśnie burgundową szatę ze złotymi guzikami, kiedy do jej komnat ktoś zapukał. Było to niesamowicie zaskakujące, ponieważ jedyną osobą w zamku oprócz niej był Filch. Jednak kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła w nich Severusa Snape'a. Niemal czterdziestodwuletni mężczyzna stał przed dyrektorką z bukietem czerwonych tulipanów.
- Severusie?
- Wiem, że wolałaby białe, bo tak sobie wymyśliła, ale ode mnie zawsze dostawała czerwone.
- Co ty tu robisz? - nie odpowiedziała na jego słowa, zwyczajnie udała, że ich nie słyszała. Nie miała ochoty poruszać tego tematu.
- Powinienem być gdzieś indziej?
- Błąd. Wcale nie powinno Cię tu być.
Profesor Snape nie zareagował. Stał w drzwiach do momentu, aż kobieta zrobiła mu miejsce i pozwoliła wejść do komnat. Usiadł w mahoniowym fotelu obitym krwistoczerwonym welurem i milczał, obserwując jak kobieta zaplata warkocz. Bardzo doceniał fakt, że jego jedyna przyjaciółka, o ile to słowo dobrze opisywało ich relację, nie zadaje zbędnych pytań. Pozwoliła mu po prostu być, a tego właśnie teraz potrzebował. Obawiał się, że w samotności się upije, a to byłby szczyt prostactwa i przede wszystkim brak szacunku. Nie pragnął też rozmowy, poza tym oboje nie chcieli poruszać tematu kilku ostatnich tygodni.
Minerva podeszła do Mistrza Eliksirów i wręczyła mu małe, złote pudełko. Otworzyła je i bez słowa sięgnęła po dłonie mężczyzny. Położyła je na oparciu fotela i zapięła rękawy koszuli nowymi spinkami. Srebrnymi, z wytłoczonym wężem.
- Z jakiej to okazji, McGonagall?
- Nie zgrywaj się Snape, idziesz na ślub. Pokażże się z tej lepszej strony, chociaż raz. I wyszczotkuj w końcu te włosy, są już na tyle długie, że zaczynają się plątać.
- Daj mi spokój, kobieto. Wystarczy, że zmieniłaś mi moje ulubione spinki do mankietów na inne. Bardzo eleganckie, swoją drogą, ale pozwól, że na następną tego typu uroczystość zdecyduję się jednak na poprzednie.
*
Hermiona Granger siedziała właśnie w Norze, gdzie Fleur zaplatała jej włosy w warkocza, wsuwając w niego kilka magicznych płatków czerwonych tulipanów.
- Będą pachniały wanilią, Hermiono. - powiedziała płynną angielszczyzną, jednak z wyczuwalnym francuskim akcentem pełnym elegancji.
- Dziękuję ci bardzo, Fleur. I za pomoc w przygotowaniach, i za pomoc w podjęciu decyzji.
Brązowowłosa panna młoda uściskała Francuzkę, kiedy ta tylko pozwoliła jej wstać. Nigdy się nie spodziewała, że to właśnie Fleur stanie się jej tak bliska. Nie Ginny, ale jej bratowa właśnie.
- Zasługujesz na to, co najlepsze. Pamiętaj o tym dziś - musisz być szczęśliwa, a wszystko inne jesteś w stanie zdobyć sama.
Gryfonka uśmiechnęła się tylko i po raz kolejny spojrzała na prawy serdeczny palec - na złotą obrączkę z diamentem opalizującym na zielono. Kamień był zaczarowany i każdego dnia mienił się innymi kolorami - w zależności od uczuć osoby, która go nosiła. Zieleń oznaczała spokój, harmonię i pokój z samą sobą. Był to również kolor, który dopiero niedawno zaczął pojawiać się na kamieniu. Zazwyczaj był to czerwony oznaczający tęsknotę, ból i żal. Kiedy jednak zmieniał się na złoty, kobieta czuła się doceniana i kochana. Fiolet z kolei mówił o szczęściu i radości, o pozytywnej energii.
Kiedy do pokoju wszedł nieśmiało Ron, Hermiona wiedziała, że to już czas. Uśmiechnęła się do niego lekko i pokiwała głową na znak zrozumienia. Wstała z krzesła, a jej koronkowy tren ciągnął się kilkanaście centymetrów za nią. Biała, jedwabna suknia ślubna oprószona gdzieniegdzie klasyczną koronką idealnie oddawała charakter całej uroczystości - elegancka, ale skromna.
*
Na błoniach, tuż przy jeziorze, czekała na nią Ginny. Trzymała w dłoniach bukiet z czerwonych lilii z gatunku scarlet orbit.
- To już zaraz, Hermiono. Jak się czujesz? - zagaiła niepewnie.
- Szczęśliwa i spokojna, spójrz - pokazała jej pierścionek. Uśmiechnęły się do siebie lekko i poszły w kierunku namiotu. Namiot stał przy jeziorze, w miejscu, z którego idealnie widać było góry i zachodzące słońce. Kiedy chmury zaczęły robić się lekko różowe, co zwiastowało zachód słońca, rozległy się pierwsze dźwięki harfy. Hermiona wzięła głęboki oddech i pewna siebie zaczęła iść w stronę Minervy McGonagall.
*
Widział ją dumną, krocząca pewnie, z ogromnym uśmiechem na twarzy. Oczy mu rozbłysły, gdy w jej włosach zobaczył czerwone płatki tulipanów, ale kiedy poczuł subtelny zapach wanilii, jego serce zaczęło szybciej bić. Koronkowy materiał trenu ciągnął się za nią dostojnie, elegancko. Czerwone lilie w dłoniach przypomniały mu jednak to, o czym chciał zapomnieć. Ukuło go w sercu, poczuł coś na kształt smutku, żalu. Musiał jednak szybko zapomnieć o tym, co właśnie stało się w jego głowie i skupić się na słowach McGonagall która prosiła zebranych o ujawnienie wszelkich sprzeciwów dotyczących małżeństwa Harry'ego Pottera i Hermiony Granger.
Wtedy ich wzrok się spotkał - Severus Snape widział w oczach Hermiony ogromną ulgę, kiedy skinął nieznacznie głową, a na jego wąskich ustach zawitał smutny uśmiech. Ona natomiast spojrzała na swój pierścionek, który znów zalśnił szkarłatem. Severus Snape skarcił się w myślach, że bukiet krwistoczerwonych tulipanów zostawił w komnatach McGonagall. Postanowił więc wrócić tam i opuścić uroczystość. Jeszcze przed przysięgą niezauważalnie wyszedł z namiotu i szybkim krokiem skierował się do zamku.
Chwycił bukiet dwudziestu siedmiu tulipanów, jednak nie wyglądały one tak, jakby chciał żeby wyglądały. Oprószył je więc złotem, korzystając z dziecinnie prostych czarów. Jednak wciąż czegoś mu brakowało - postanowił więc przewiązać je jasnym, bawełnianym sznurkiem i dołączyć krótki liścik.
"Widziałem szkarłat Twojej biżuterii, Granger. Mimo wszystko, podjęłaś jednak dobrą decyzję. Nie żałuję. 
SS"

Czarny atrament w połączeniu z jego drobnym pismem tworzyły bardzo elegancką całość, a zwięzłość Mistrza Eliksirów tylko to podkreślała.
*
- Dziękuję, Severusie. To najpiękniejsze kwiaty jakie dostałam - uśmiechnęła się lekko, patrząc prosto w onyksowe oczy byłego kochanka. Zatraciła się w nich na chwilę, pozwalając aby ciepło słodko-gorzkich wspomnień rozlało się po jej ciele i zostawiło przyjemne mrowienie w okolicach serca.
- Moja sowa dośle Ci prezent, niestety zapomniałem go z domu.
- Nie trzeba, naprawdę - odparła grzecznie.
- Wiem, że nie trzeba. Ja chcę ci go dać. Teraz wybacz, ale wrócę już do siebie. Wszystkiego najlepszego, pani Potter.
Zostawił ją z ciężką tęsknotą, która usiadła na jej barkach i ciągnęła ją w dół.
*
Kilka dni później, Harry Potter odebrał pocztę swojej żony.
- Hermiono, Snape ci coś wysłał.
- Tak? Pokaż mi.
Mężczyzna wręczył jej długie, dość lekkie pudełko obite w zielony jedwab. Otworzyła je drżącymi rękoma. Jej cynamonowe oczy zaszły łzami, kiedy ujrzała jego ulubione pióro - czarne, ze srebrną stalówką, którą przywiózł z Włoch. Wzięła je do ręki i przypomniała sobie sytuację, kiedy powiedział jej, że nigdy nie dotknie tego pióra, jest dla niego zbyt ważne. Zasmucił ją tym ogromnie. Teraz jednak trzymała je w dłoni. Już miała zamknąć pudełko, kiedy dopatrzyła się niewielkiego liściku.
"Teraz należy do Ciebie. Nie mogę dać Ci więcej. Wybacz. 
SS"

Pierścionek zaręczynowy Hermiony rozbłysł szkarłatnym blaskiem bardziej niż zwykle.

28 stycznia 2017

Severus Snape i Hermiona Granger, "Ślub cz.2", #HarryPotter

Nie mam pojęcia co się stało z czcionką! Wybaczcie :c ________________________ Harremu Potterowi serce pękło na pół. Severusowi Snape'owi na 
usta wtargnął najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział świat. Oczy Hermiony Snape zaszły najszczerszymi łzami szczęścia, jakie kiedykolwiek spadły na ziemię.
Harry poczuł coś bardzo dziwnego w okolicach żołądka. Pewnego rodzaju ucisk, który nasilał się z każdym kolejnym oddechem. Panna Lovegood zapytała troskliwie, czy coś się dzieje.
- Nie Luna, ja... ja chyba tylko muszę na chwilę wyjść.
I nie czekając na odpowiedź wstał z krzesła i skierował się do kuchni. Nie wziął pod uwagę, że wszyscy na niego patrzyli, że w tym samym momencie Hermiona z Severusem szli w kierunku ogrodu, że każdy bił brawo. On wyszedł, oszołomiony tym, co się właśnie stało. Całkowicie zapominając o roli dobrego przyjaciela.
Chciał zaszyć się gdzieś daleko i już rozważał aportację, kiedy do kuchni Nory wszedł Ron.
- Stary, Hermiona będzie zaraz tańczyć ze Snapem pierwszy taniec. Musisz być.
- Ron, ja nie dam rady.
- Harry, wiem, że dasz.Wytrzymasz to.
Kiwnął do niego porozumiewawczo. Wyszli z kuchni i poszli tam, gdzie być powinni.
Hermiona była przepiękna. Gładkie loki podkreślały jej pełne i zarumienione policzki, malinowe usta wykrzywiały się w uśmiechu. Duże, cynamonowe oczy błyszczały w słońcu. Szyję miała przystrojoną delikatnym naszyjnikiem z jedną, średniej wielkości perłą połyskującą na zielono. Była magiczna, to prezent od Fleur. Harry nie do końca wiedział, jak działała ale była piękna. Idealnie pasowała do Gryfonki. Suknia z resztą też dobrana była perfekcyjnie. Delikatna koronka, niezbyt długi tren, lekka i dopasowana. Podkreślała zalety młodej czarownicy, ale nie była wyzywająca, ani seksowna. Była kobieca i dojrzała, jednocześnie pozostając lekką i nieprzytłaczającą. Muzyka zaczęła grać. Cicha melodia stała się wyraźniejsza, kiedy młoda para weszła na parkiet. Zaczęli tańczyć, powoli i z gracją. Patrzyli sobie w oczy i uśmiechali się do siebie. O ile Snape w ogóle potrafił się uśmiechać.



*


Severus Snape pomyślał, że skoro jako jedyny wie, że Potter ma zamiar zniknąć po weselu, to powinien dać mu coś od siebie. Skończył tańczyć z żoną i zaprowadził ją do przyjaciela.
- Potter, oddaję ją pod twoją opiekę. Daj mojej żonie kilka chwil na parkiecie. Mnie wzywa nałóg. - Pocałował dłoń Hermiony i zostawił ich we dwoje.
- Harry, miło Cię widzieć. Cieszę się bardzo, że przyszedłeś. Jak ci się podoba? Jak się bawisz?
- Jest cudownie Hermiono. - przełknął gulę rosnącą mu w gardle. - Zatańczysz ze mną?
Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała twierdząco głową.

Tulił ją do siebie, napawał się jej bzowym zapachem, chciał zapamiętać ciepło jej skóry bijące z nagiej szyi. Nie umiał jej powiedzieć, co zamierza. Nie chciał jej krzywdzić. Chciał, żeby zapamiętała ten dzień najlepiej jak tylko może.
W gruncie rzeczy Harry Potter był bardzo egoistycznym człowiekiem. Nie myślał o niej, a o sobie. To chyba jednak zrozumiałe, prawda? Człowiek, którego przez pół swojego życia nazywał złym, teraz ożenił się z jego największą miłością i najlepszą przyjaciółką. Dziś, Harry Potter może być całkowicie egoistyczny i nikt nie ma prawa go oceniać.
- Hermiono? - szepnął bardziej do siebie niż do niej, jednakże Gryfonka usłyszała.
- Tak?
- Będę tęsknił.
Łza spłynęła mu po policzku, kiedy ścisnęła jego dłoń mocniej. 
- Ja też, Harry. Wiem, co chcesz zrobić. I nie, to nie sprawka Severusa. Nie umiesz utrzymać myśli na miejscu.
Ona...ona wiedziała. Zdawała sobie sprawę z tego, że on ucieknie. Odejdzie. Zostawi ją. Jako przyjaciółkę, rzecz jasna.
- Jak... jak długo wiesz?
- Od kilku tygodni. Pamiętasz sytuację, w której pomagałeś mi wybierać suknię? Zapytałam, jak leży. Z błogim uśmiechem wpatrywałeś się we mnie, ale dopiero kiedy zapytałam trzeci raz - odpowiedziałeś. Severus nauczył mnie Legilimencji i Oklumencji całkiem dobrze, nawet bardzo dobrze. Wiem, że jestem dla ciebie kimś więcej. Wiem, że chcesz uciec. Wiem, że wyszedłeś zaraz po przysiędze, bo pękło ci serce. Wiem, Harry. Przepraszam, że to ukrywałam. Zmuszałam cię do grania przyjaciela, wiedząc jak się męczysz. Wybacz mi, proszę.
- Hermiono, przepraszam. Muszę iść. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, pani Snape.
Puścił ją, a w głowie miał milion myśli - wiedziała, wykorzystała go, zbłaźnił się. Odszedł i nie patrzył przed siebie. Nie chciał jej widzieć, nie chciał słyszeć od niej pożegnania, nie był na to gotowy. Jednak nigdy by nie był. Kiedy tylko przekroczył bariery ochronne, aportował się z trzaskiem. Wylądował w swoim domu, w Dolinie Godryka.
*
- Przyznała się! Co za kobieta... - Snape westchnął do siebie, zaciągając się mugolskim papierosem.
Widział, jak Potter ucieka. Widział jego łzy, jego bladość, jego zaciśnięte pięści. Chciał go dogonić, ale stwierdził, że to bez sensu. On już przecież nie wróci. Nie da znaku życia. Wbrew pozorom, Severus Snape świetnie rozumiał Potter'a. Dokładnie to samo czuł, kiedy dowiedział się o ślubie Lily i Jamesa. Z jedną różnicą - on nie musiał znosić tego wszystkiego, co ten biedny chłopak. Mistrz Eliksirów nie lubił Gryfona, ba, nie znosił go. Szanował jednak jego podejście do Hermiony i wytrwałość. Spojrzał na swoją kobietę - stała ze smutnym uśmiechem i wpatrywała się w niego. Uśmiechnęła się zachęcająco i wyciągnęła przed siebie ręce w geście zaproszenia.
- Pal licho, Pottera. To nasz dzień- warknął sam do siebie i poszedł, gasząc po drodze papierosa zdecydowanym ruchem.
*
- Nie wróci, prawda? - szepnęła w jego szyję, wtulając się z całych sił.
- Nie, nie wróci.
Jego głos był chłodny, niemal ostry, ale nie złośliwy. Mówił prawdę, nie zastanawiał się, czy ją to skrzywdzi. Zasługuje na prawdę, nie powinna żyć ze złudną nadzieją.
- To moja wina?
- Po części. Znałaś prawdę, a wykorzystałaś go jak wyjątkowo złośliwa Ślizgonka. Nie pokazałaś gryfońskiej odwagi ani krukońskiej inteligencji, ba, nawet nie dałaś mu odrobiny puchońskiej koleżeńskości. Zachowałaś sie wyjątkowo paskudnie, Granger-Snape.
Hermiona skrzywiła się słysząc to, ale wiedziała, że ma rację. Zasmuciła się trochę i Severus wyczuł to, bo jej uścisk zelżał.
- Hermiona, cholera. Potter żył złudzeniami kilka dobrych lat! Wiedział, że nic do niego nie czujesz, że związałaś się ze mną, a mimo wszystko trwał przy tobie i pragnął cię. Swoją drogą, jego erotyczne obrazy aż krzyczały. Zastanawiam się, skąd on wie o tym pieprzyku na lewym pośladku...
- Kiedyś wypiliśmy za dużo - czarownica zaśmiała się lekko i przygryzła usta, podnosząc lekko ramiona.
- Paskudna kobieto! - warknął, ale wiedziała, że to była oznaka rozbawienia.
Pociągnął ją na parkiet, bo Mistrz Eliksirów był wyjątkowo dobrym tancerzem.
*
Harry Potter upijał się samotnie najdroższą rudą szkocką na świecie - The Macallan 64 Year Old koiła jego ból, jednak kiedy opróżnił butelkę i zataczał się do łóżka, stwierdził, że nie była warta swojej ceny. Obudził się następnego dnia z największym kacem życia i świadomością, że jego ulubiona kobieta na świecie pali pewnie papierosa i pije kawę. Ze swoim mężem.
Harry Potter usiadł na skraju łóżka i rozpłakał się jak dziecko.

4 grudnia 2016

Severus Snape, "Wspomnienia z dwóch nocy" #HarryPotter

Miał wtedy siedemnaście lat, a to była ostatnia noc kiedy mógł złamać zasady. Ostatnia noc, kiedy mógł poczuć coś dobrego. Podjął już decyzję - zostanie poplecznikiem samego Voldemorta. Zostanie Śmierciożercą. Będzie zabijał, torturował, pozna smak władzy i siły, zyska szacunek, a jego nazwisko będzie kojarzyło się ze strachem. Będzie krzywdził, bił, poniżał i robił wszystkie rzeczy, których się brzydził, ale to dopiero jutro. Dziś chce pożegnać się ze światem, który dotąd znał. Popełnić błąd.
Kilka godzin przed ciszą nocną wymknął się do Pokoju Życzeń. Musiał pomyśleć, poza tym, chciał poczuć słodki ciężar oczekiwania. Słyszał, że to wspaniałe uczucie. Nie nacieszył się nim zbyt długo. Lily przyszła wcześniej niż powinna. Jej  długie, rude włosy wciąż były wilgotne. Miała na sobie mugolskie spodnie i sweter. Zdecydowanie za duży, jak na nią. Był jednak ładny - w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni. Pięknie podkreślał jej oczy. Zielone, zamglone oczy.
- Lily, ja... przepraszam. Chciałem cię tylko przeprosić. - wyczarował kilka niezapominajek i podał jej, jak wtedy, kiedy byli dziećmi.
Podeszła do niego i wpiła się w jego wargi, pełna desperacji i strachu. Nie czekała na jego reakcję. Chciała, ten jeden raz, zrobić coś wbrew zasadom. ''Hmm, nie było tak trudno" - pomyślał i zabłądził dłońmi w okolice łopatek. Gładził jej nagą skórę, chciał zapamiętać każdy skrawek. Zrobiło mu się ciepło, ale nie gorąco. Poczuł jak jego myśli zaczęły błądzić, aż w końcu przestał myśleć. Zaczął tylko czuć. Jego dłonie zadrżały leciutko, kiedy rozpięła guzik od jego spodni...

*

Zaśmiał się gorzko na wspomnienie tej nocy. Była krótka, ale intensywna. Myślał wtedy, że zdobył już wszystko co dobre i czeka na niego ciemna strona. Jakże głupi był, jakże głupi...
Minęło dwadzieścia lat, a on wciąż zastanawiał się, jak mógł kochać Lily. Wykorzystywała go, poniżała, ukrywała się z ich przyjaźnią, nigdy go nie słuchała i nie chciała nawet wychodzić na spacery. Niczego nie chciała, oprócz notatek, pomocy na Eliksirach i ramienia do wypłakania. Kiedy on spełnił jej oczekiwania żegnała go z wątpliwie czułym "dzięki, przyjacielu, do zobaczenia". Nie pamiętał, kiedy odezwała się pierwsza, kiedy nie było powodu.
- Kurwa, nie będę przecież o tym myślał. - mruknął do siebie i wstał. Zarzucił na siebie czarny, satynowy szlafrok i poszedł do skromnego salonu.
- Iskierko!
- Tak, sir? W czym mogę pomóc, sir?
- Kawy, takiej jak codziennie.
- Oczywiście, sir! Iskierka już pędzi, sir!
Kawa pojawiła się na stoliku kilkanaście sekund później. Odpalił papierosa i przeciągnął się. Obudził się i był sam, chociaż wieczorem miał... niespodziewanego gościa. Kiedy wojna się skończyła, jego plan lekcji uległ zmianie. Zajęć nie miewał wcześniej niż o dziesiątej. Minerva stwierdziła, że powinien zacząć dobrze sypiać, jeśli dalej chce uczyć. Efekty tak długiego znoszenia Cruciatusów nie były zbyt przyjemne. Sen to podstawowa rzecz w jego terapii. Nic więc dziwnego, że wstał po dziewiątej. Dziś Eliksiry ma dopiero na jedenastą piętnaście, Hermiona zaczęła lekcje już o ósmej.
- Hermiona Granger, kto by pomyślał - mruknął do siebie i dogasił papierosa. Wypił resztę kawy i zrzucił z siebie szlafrok. Poszedł do łazienki i wszedł pod ciepły strumień wody. Zamknął oczy i oparł się o ścianę. Pozwolił sobie na kilka słodkich wspomnień...
*
Przyszła zdecydowanie za późno. Zegarek wskazywał już kilka minut po północy. O tej godzinie, Severus Snape sprawdzał prace uczniów, pił czerwone, wytrawne wino i siedział w lnianej koszuli z podwiniętymi rękawami. Z gramofonu leciała mugolska muzyka, ogień trzaskał w kominku, a pióro przekreślało kolejne złe zdania.
Weszła cichutko bez pytania, bez pukania, bez jakiegokolwiek uprzedzenia.
- Severusie?
- Znów masz koszmary? Poppy powinna mieć jeszcze Eliksir Słodkiego Snu.
- Ja.. ja nie przyszłam po to.
- Więc o co chodzi? Jesteś zła bo nie dałem ci wybitnego za ostatni esej? Miał błędy, Granger.
- Też nie o to chodzi.. Severus, proszę.
- O co ty do cholery prosisz?
Dopiero wtedy podniósł głowę. Zobaczył jej zapłakane oczy, jeszcze mokre włosy, związane w koka, drżące dłonie.
- Nie zostawiaj mnie już, dobrze? - brzmiała na przynajmniej śmiertelnie przerażoną. - Nie pozwól mi już więcej bać się w tak paskudny sposób.
- Granger, myślałem, że mamy ten temat już za sobą. Wojna się skończyła, nie możesz oczekiwać ode mnie więcej, niż ci dałem.
- Okłamałeś mnie, w takim razie. Obiecałeś. Obiecałeś mi, że nigdy już nie będę się bała.
- Byłem szpiegiem. Mogłaś spodziewać się kłamstw.
Coś w niej wtedy pękło. Podeszła do niego bliżej i roztrzęsionymi dłońmi oparła się o krawędź biurka.
- Nie pogrywaj ze mną, Snape. - próbowała brzmieć przekonująco i groźnie, a wyszło nieco komicznie.
- Granger, czego ty ode mnie tak w ogóle chcesz, co?
- Prawdy.
- Tak, okłamałem cię. Wielokrotnie. Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz i zażądasz wyjaśnień. Nie byłabyś sobą, nie byłabyś przeklętą Gryfonką gdybyś nie przyszła. Więc powiem raz. Krótko i na temat. - spojrzał jej w oczy. Cholera, przepadł. - Kłamałem, żebyś była bezpieczna. Kłamałem, żebyś przeżyła. Żeby Potter przeżył. Żebyście wszyscy przeżyli. Kłamałem, żeby Śmierciożercy nie zaczęli na ciebie polować, szmalcownicy to i tak zbyt wiele. Kłamałem, kurwa, żebyś była szczęśliwa. - nie przestawał patrzyć w jej oczy.
Nie, nie, nie, nie. Nie to miał powiedzieć. Miał skłamać, że to nic dla niego nie znaczyło, że była tylko oderwaniem od szpiegostwa, że wcale jej nie chce. Cynamonowe, ciepłe tęczówki sprawiły jednak, że zupełnie przepadł i nie miał pojęcia, dlaczego.
Nie pamiętał, jak to się stało. Kilka chwil po tym, jak skończył mówić, wylądowali na kanapie. Ona ściągała jego koszulę, a on pozbył się ten nieszczęsnej gumki do włosów. Pozwolił, żeby wilgotne pasma brązowych loków spadły kaskadą na jej nagie ramiona. Trzymał ją w talii i całował łapczywie jej szyję, ona błądziła drobnymi dłońmi po jego plecach. Dotykała blizn bez cienia skrępowania czy obrzydzenia.
- Granger.
- Snape.
Wstał gwałtownie i podniósł ją. Wziął na ręce i zaniósł do sypialni. Rzucił brutalnie na łóżko i kiedy zobaczył, jak przygryza usta, a potem oblizuje je powolutku, w jego głowie zahuczało. Nogi zrobiły się odrętwiałe i ciężkie. Gorąco uderzyło go w okolice mostka, podbrzusze zaczęło nieznośnie mrowić. Jeżeli kiedykolwiek myślał, że Lily mu się podobała, to był naiwnym głupcem. Evans nawet w połowie nie działała na niego tak, jak Granger.
- Bliżej, proszę. Chodź tu bliżej - szepnęła, przyciągając go do siebie za kark.
*
Uśmiechnął się leciutko, wychodząc spod prysznica i zakrywając biodra ręcznikiem. To była dobra noc. Pokusiłby się nawet, żeby rzec, że najlepsza. Miał dwadzieścia minut na śniadanie. Zdąży nawet zapalić.
Zapinając ostatni guzik surduta zauważył niewielką malinkę na nadgarstku.
- Gryfoni... - mruknął zirytowany.
*
Hermiona Granger zadrżała, widząc niewielką malinkę na nadgarstku Mistrza Eliksirów.
- Cholera, co ja zrobiłam!
- Hermiona, wszystko w porządku? - zapytał Ron, nie widząc jej obfitego rumieńca.
- Tak, Ron. Mówiłam do siebie.
Uśmiechnęła się pod nosem i oblizała usta. Była pewna, że widział.