4 grudnia 2016

Severus Snape, "Wspomnienia z dwóch nocy" #HarryPotter

Miał wtedy siedemnaście lat, a to była ostatnia noc kiedy mógł złamać zasady. Ostatnia noc, kiedy mógł poczuć coś dobrego. Podjął już decyzję - zostanie poplecznikiem samego Voldemorta. Zostanie Śmierciożercą. Będzie zabijał, torturował, pozna smak władzy i siły, zyska szacunek, a jego nazwisko będzie kojarzyło się ze strachem. Będzie krzywdził, bił, poniżał i robił wszystkie rzeczy, których się brzydził, ale to dopiero jutro. Dziś chce pożegnać się ze światem, który dotąd znał. Popełnić błąd.
Kilka godzin przed ciszą nocną wymknął się do Pokoju Życzeń. Musiał pomyśleć, poza tym, chciał poczuć słodki ciężar oczekiwania. Słyszał, że to wspaniałe uczucie. Nie nacieszył się nim zbyt długo. Lily przyszła wcześniej niż powinna. Jej  długie, rude włosy wciąż były wilgotne. Miała na sobie mugolskie spodnie i sweter. Zdecydowanie za duży, jak na nią. Był jednak ładny - w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni. Pięknie podkreślał jej oczy. Zielone, zamglone oczy.
- Lily, ja... przepraszam. Chciałem cię tylko przeprosić. - wyczarował kilka niezapominajek i podał jej, jak wtedy, kiedy byli dziećmi.
Podeszła do niego i wpiła się w jego wargi, pełna desperacji i strachu. Nie czekała na jego reakcję. Chciała, ten jeden raz, zrobić coś wbrew zasadom. ''Hmm, nie było tak trudno" - pomyślał i zabłądził dłońmi w okolice łopatek. Gładził jej nagą skórę, chciał zapamiętać każdy skrawek. Zrobiło mu się ciepło, ale nie gorąco. Poczuł jak jego myśli zaczęły błądzić, aż w końcu przestał myśleć. Zaczął tylko czuć. Jego dłonie zadrżały leciutko, kiedy rozpięła guzik od jego spodni...

*

Zaśmiał się gorzko na wspomnienie tej nocy. Była krótka, ale intensywna. Myślał wtedy, że zdobył już wszystko co dobre i czeka na niego ciemna strona. Jakże głupi był, jakże głupi...
Minęło dwadzieścia lat, a on wciąż zastanawiał się, jak mógł kochać Lily. Wykorzystywała go, poniżała, ukrywała się z ich przyjaźnią, nigdy go nie słuchała i nie chciała nawet wychodzić na spacery. Niczego nie chciała, oprócz notatek, pomocy na Eliksirach i ramienia do wypłakania. Kiedy on spełnił jej oczekiwania żegnała go z wątpliwie czułym "dzięki, przyjacielu, do zobaczenia". Nie pamiętał, kiedy odezwała się pierwsza, kiedy nie było powodu.
- Kurwa, nie będę przecież o tym myślał. - mruknął do siebie i wstał. Zarzucił na siebie czarny, satynowy szlafrok i poszedł do skromnego salonu.
- Iskierko!
- Tak, sir? W czym mogę pomóc, sir?
- Kawy, takiej jak codziennie.
- Oczywiście, sir! Iskierka już pędzi, sir!
Kawa pojawiła się na stoliku kilkanaście sekund później. Odpalił papierosa i przeciągnął się. Obudził się i był sam, chociaż wieczorem miał... niespodziewanego gościa. Kiedy wojna się skończyła, jego plan lekcji uległ zmianie. Zajęć nie miewał wcześniej niż o dziesiątej. Minerva stwierdziła, że powinien zacząć dobrze sypiać, jeśli dalej chce uczyć. Efekty tak długiego znoszenia Cruciatusów nie były zbyt przyjemne. Sen to podstawowa rzecz w jego terapii. Nic więc dziwnego, że wstał po dziewiątej. Dziś Eliksiry ma dopiero na jedenastą piętnaście, Hermiona zaczęła lekcje już o ósmej.
- Hermiona Granger, kto by pomyślał - mruknął do siebie i dogasił papierosa. Wypił resztę kawy i zrzucił z siebie szlafrok. Poszedł do łazienki i wszedł pod ciepły strumień wody. Zamknął oczy i oparł się o ścianę. Pozwolił sobie na kilka słodkich wspomnień...
*
Przyszła zdecydowanie za późno. Zegarek wskazywał już kilka minut po północy. O tej godzinie, Severus Snape sprawdzał prace uczniów, pił czerwone, wytrawne wino i siedział w lnianej koszuli z podwiniętymi rękawami. Z gramofonu leciała mugolska muzyka, ogień trzaskał w kominku, a pióro przekreślało kolejne złe zdania.
Weszła cichutko bez pytania, bez pukania, bez jakiegokolwiek uprzedzenia.
- Severusie?
- Znów masz koszmary? Poppy powinna mieć jeszcze Eliksir Słodkiego Snu.
- Ja.. ja nie przyszłam po to.
- Więc o co chodzi? Jesteś zła bo nie dałem ci wybitnego za ostatni esej? Miał błędy, Granger.
- Też nie o to chodzi.. Severus, proszę.
- O co ty do cholery prosisz?
Dopiero wtedy podniósł głowę. Zobaczył jej zapłakane oczy, jeszcze mokre włosy, związane w koka, drżące dłonie.
- Nie zostawiaj mnie już, dobrze? - brzmiała na przynajmniej śmiertelnie przerażoną. - Nie pozwól mi już więcej bać się w tak paskudny sposób.
- Granger, myślałem, że mamy ten temat już za sobą. Wojna się skończyła, nie możesz oczekiwać ode mnie więcej, niż ci dałem.
- Okłamałeś mnie, w takim razie. Obiecałeś. Obiecałeś mi, że nigdy już nie będę się bała.
- Byłem szpiegiem. Mogłaś spodziewać się kłamstw.
Coś w niej wtedy pękło. Podeszła do niego bliżej i roztrzęsionymi dłońmi oparła się o krawędź biurka.
- Nie pogrywaj ze mną, Snape. - próbowała brzmieć przekonująco i groźnie, a wyszło nieco komicznie.
- Granger, czego ty ode mnie tak w ogóle chcesz, co?
- Prawdy.
- Tak, okłamałem cię. Wielokrotnie. Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz i zażądasz wyjaśnień. Nie byłabyś sobą, nie byłabyś przeklętą Gryfonką gdybyś nie przyszła. Więc powiem raz. Krótko i na temat. - spojrzał jej w oczy. Cholera, przepadł. - Kłamałem, żebyś była bezpieczna. Kłamałem, żebyś przeżyła. Żeby Potter przeżył. Żebyście wszyscy przeżyli. Kłamałem, żeby Śmierciożercy nie zaczęli na ciebie polować, szmalcownicy to i tak zbyt wiele. Kłamałem, kurwa, żebyś była szczęśliwa. - nie przestawał patrzyć w jej oczy.
Nie, nie, nie, nie. Nie to miał powiedzieć. Miał skłamać, że to nic dla niego nie znaczyło, że była tylko oderwaniem od szpiegostwa, że wcale jej nie chce. Cynamonowe, ciepłe tęczówki sprawiły jednak, że zupełnie przepadł i nie miał pojęcia, dlaczego.
Nie pamiętał, jak to się stało. Kilka chwil po tym, jak skończył mówić, wylądowali na kanapie. Ona ściągała jego koszulę, a on pozbył się ten nieszczęsnej gumki do włosów. Pozwolił, żeby wilgotne pasma brązowych loków spadły kaskadą na jej nagie ramiona. Trzymał ją w talii i całował łapczywie jej szyję, ona błądziła drobnymi dłońmi po jego plecach. Dotykała blizn bez cienia skrępowania czy obrzydzenia.
- Granger.
- Snape.
Wstał gwałtownie i podniósł ją. Wziął na ręce i zaniósł do sypialni. Rzucił brutalnie na łóżko i kiedy zobaczył, jak przygryza usta, a potem oblizuje je powolutku, w jego głowie zahuczało. Nogi zrobiły się odrętwiałe i ciężkie. Gorąco uderzyło go w okolice mostka, podbrzusze zaczęło nieznośnie mrowić. Jeżeli kiedykolwiek myślał, że Lily mu się podobała, to był naiwnym głupcem. Evans nawet w połowie nie działała na niego tak, jak Granger.
- Bliżej, proszę. Chodź tu bliżej - szepnęła, przyciągając go do siebie za kark.
*
Uśmiechnął się leciutko, wychodząc spod prysznica i zakrywając biodra ręcznikiem. To była dobra noc. Pokusiłby się nawet, żeby rzec, że najlepsza. Miał dwadzieścia minut na śniadanie. Zdąży nawet zapalić.
Zapinając ostatni guzik surduta zauważył niewielką malinkę na nadgarstku.
- Gryfoni... - mruknął zirytowany.
*
Hermiona Granger zadrżała, widząc niewielką malinkę na nadgarstku Mistrza Eliksirów.
- Cholera, co ja zrobiłam!
- Hermiona, wszystko w porządku? - zapytał Ron, nie widząc jej obfitego rumieńca.
- Tak, Ron. Mówiłam do siebie.
Uśmiechnęła się pod nosem i oblizała usta. Była pewna, że widział.

29 października 2016

Severus Snape i Hermiona Granger "592" , #HarryPotter

Wymknęła się z domu niezauważona. Ron już dawno spał. Ona próbowała zrelaksować się przy książce, ale nie umiała. Musiała wyjść, odetchnąć. Zachłysnąć się wolnością, chociaż na kilka godzin. Potem mogła wrócić i znów udawać. Chwyciła z szafki paczkę papierosów i uciekła od największego błędu życia.
*
Musiał się napić. Nie robił tego często, a jeśli już, to zazwyczaj z nią. Jednak nie widział jej już pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni. Dziś wypije sam, ale nie w domu, nie na Spinner's End. W tym domu przelało się już zbyt wiele alkoholu. Nie dołoży do tego ani kropli więcej.
Wylądował w barze na przedmieściach Londynu. Psychodeliczna muzyka, woń taniej wódki i papierosy palone przed zniszczonymi budynkami. Snape rozpiął swoją czarną marynarkę i wyjął z niej paczkę tytoniowych piękności. Odpalił jedną i stał tak chwilę, przed brudnym, zadymionym barem. Widział wylewające się z drzwi pijane kobiety, które prowadziły jeszcze bardziej pijanych mężczyzn. Widział młode dziewczyny czekające na taksówkę, a zaraz obok młodych chłopców próbujących je poderwać. Wszedł do lokalu i od razu zamówił kieliszek najlepszej wódki. Wypił szybko i poczuł charakterystyczny smak. Paliło go gardło, w ustach było gorzko. Tęsknił za tym, o ile można powiedzieć, że Snape umiał tęsknić.
*
Kończyła właśnie drugiego drinka. Przeczesała palcami włosy, zapatrzyła się w blat. Jej życie było przypadkiem. Przypadkiem wyszła za mąż, przypadkiem mieszka w domu, którego nienawidzi, przypadkiem przespała się ze swoim przyjacielem, który uwierzył, że to coś więcej. Przypadkiem nie zdążyła uciec. Teraz, całkowicie nieprzypadkowo i z pełną świadomością, odpaliła papierosa. Smak dymu mieszał się z sokiem i wódką. Mieszanka wolności. Wygładziła sukienkę i zaczęła się zastanawiać, co do cholery, poszło nie tak pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni temu.
*
Siedział przy stoliku i wpatrywał się w nią. Poznał ją od razu, nie zmieniła się wcale. Schudła tylko trochę, a jej włosy stały się dłuższe. Poza tym, jej oczy i smutny uśmiech zostały niezmienne. Pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni czekania. Doczekał się i wiedział, że to będzie cholernie długa noc. Serce zaczęło bić szybciej, mimowolnie oblizał usta i rozwiązał włosy, które ujarzmił rzemykiem na karku. Jeżeli nie podejdzie teraz, to może już nigdy jej nie zobaczyć.
*
Poczuła jego perfumy i spanikowała. Czyżby nos płatał jej figla? Czy może to już obsesja? Prawdopodobieństwo, że spotkają się dziś, w tym samym klubie, w Londynie, o tej samej godzinie jest wręcz niewyobrażalnie małe.
- Granger.
Ciarki przeszły jej po plecach. Uśmiechnęła się lekko i odwróciła. Nigdy nie zapomni jego głosu, jego nosa i tych cholernych włosów. Je rozpozna wszędzie. Nie myliła się. To był on.
- Snape.
*
- Pijesz? - zapytała o rzecz tak oczywistą, że aż parsknęła śmiechem - oczywiście, że pijesz.
- Dwa razy whisky z lodem - zamówił, zanim ona zdążyła powiedzieć coś więcej.
Patrzył na nią z zainteresowaniem, ale ona wiedziała, że jeśli odpuści, to może stracić największą szansę życia. Utrzymywała więc kontakt wzrokowy, lekko przekrzywiając głowę, żeby jej szyja była bardziej widoczna. Kiedy podał jej szklankę, wzięła ją od niego prawą dłonią, żeby pokazać, że nie nosi obrączki. Uniosła szkło do ust i upiła niewielki łyk.
- Bourbon. - stwierdziła.
- Najlepsze, co amerykanie stworzyli. - skwitował.
Wypił wszystko jednym haustem i wstał. Miała na sobie szpilki i sukienkę, podobała mu się. Gestem zaprosił ją do tańca.
*
Wstała, kiedy podał jej dłoń. Skórę miał szorstką, taką jak zapamiętała. Zaprowadził ją na parkiet i ukrył wśród młodych par, które ocierały się o siebie dwuznacznie. Dotknął łapczywie jej talii. Drgnęła, łapiąc szybko niewielką ilość powietrza. Ukryła twarz w jego szyi i dała się prowadzić. Poruszali się leniwie, milcząc i chłonąc energię z tańca. Chemia aż iskrzyła, seks wyczuwalny między nimi niemal się lepił, przylgnął do nich i wzbudzał napięcie. Muzyka nieznacznie przyśpieszyła, Snape obkręcił Granger wokół własnej osi i przyciągnął do siebie szybko. Tak szybko, że Hermiona była zmuszona zarzucić mu ręce na kark, żeby się nie przewrócić. Wtedy to poczuła. Uderzenie tęsknoty, pragnienia, podniecenia i wolności. Chciała tak trwać przy nim do końca, chciała uciekać w jego ramiona każdego dnia. Chciała uciec od przypadków i odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Jednak na chwilę obecną, nie była w stanie zapanować nad własnym oddechem.
*
Trzymał ją tak, jakby należała do niego. Pewnie i łapczywie, chcąc nacieszyć się tym dotykiem i zapamiętać go. Czuł jej urywany oddech i serce, które biło tak mocno, że niemal nie wyskoczyło jej z piersi. Przyjemnie i wyraźnie zaokrąglonych, swoją drogą. Prowadził ją powoli i leniwie, dziękując w duchu właścicielowi baru, że muzyka jest raczej smętna, psychodeliczna i przerażająca. Moment, kiedy wpadła na niego i jej dłonie splotły się na jego karku, był przełomowy. Nie chciał już czekać. Chciał popełnić ten błąd. Złamać sobie serce na nowo. Wyrwać je, podeptać i wyrzucić. Chciał pokutować, bić się z myślami, wpadać w obłęd i cierpieć każdego dnia na nowo. Chciał to wszystko przeżywać.
*
Wyciągnęła go z lokalu i zabrała gdzieś między uliczki. Poczęstowała papierosem i pozwoliła go sobie odpalić.
- Wciąż czekam, Snape. Każdego dnia.
To zdanie zawisło między nimi i karmiło się dymem. Stawało się coraz cięższe, usiadło im na barkach i mieszało w głowach. Stali od siebie kilka metrów i wpatrywali się w siebie zachłannie, jakby świat miał zaraz spaść i roztrzaskać się o wrota piekieł.
Skończył palić pierwszy. Podszedł do niej, poprawił niesforny kosmyk włosów i zabrał jej papierosa. Rzucił go na ziemię i zdeptał, nie patrząc. Splótł jej palce ze swoimi i aportował ich.
*
Dom w Spinner's End nie zmienił się wcale. Okna były zasłonięte, trawnik przed drzwiami uschnięty, a skrzynka na listy wciąż złamana. Hermiona otworzyła nieśmiało drzwi. Zapach książek i jego perfum był skrajnie odurzający. Zrzuciła szpilki jeszcze zanim on wszedł do domu.
Złapał ją mocno za ramię i obrócił tak, że ich nosy niemal się stykały. Jego wzrok palił, wiercił dziury w głowie, pozbawiał racjonalności czynów.
- Masz męża - warknął ostro.
- Jest beznadziejny.
- Zdradzisz go. Zdradzisz go dziś, a potem tam wrócisz i udasz, że wszystko w porządku?
- Zdradzę go dziś, wielokrotnie. Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Ale nie wrócę tam już nigdy, bo nigdy nie było w porządku. - Jej głos był cichy, ale bardzo przekonujący. Wiedziała, że tak właśnie będzie. Nie miała już siły ukrywać się i kłamać, mimo że minęło dopiero kilka miesięcy.
- Granger, kurwa.
Pocałował ją mocno, aż zabrakło jej tchu. Pomimo ciemności, widział jej rumieńce. Poczuł, jak kolana się pod nią uginają. Złapał ją w talii i przysunął bliżej swojego ciała. Czekał na to tak długo, całe pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni. Jego organizm zwariował. Serce biło jak szalone, oddech był nierówny, krótki, urywany. Stali przy drzwiach kilka długich minut, napawając się chwilą, w której oboje zgodzili się złamać sobie serca.
Nie odrywając ust od jej szyi, złapał ją za pośladki i uniósł. Oplotła jego biodra nogami i poczuła pulsujące gorąco. Zaniósł ją do sypialni, położył na łóżku, w pościel, dokładnie tą samą, w której powiedział jej, że ją kocha. Rozpiął jej sukienkę i pozwolił, żeby ona zdjęła jego marynarkę i koszulę. Całowała każdy skrawek nowo odkrytej skóry. Poznawała ją na nowo, dotykając każdej blizny i rany. Widziała je jako jedyna, dotykała ich jako jedyna, pamiętała je jako jedyna. Pamiętała, a jednak od nowa uczyła się ich koloru, struktury i położenia.
*
- Snape?
- Granger?
- Chcę do domu. - szepnęła cicho, opuszkami palców tworząc mapę na jego szyi.
Severus zamknął na sekundę oczy, by po chwili wziąć głęboki oddech i chwycić jej twarz w swoje dłonie. Otoczył jej policzki długimi, gorącymi palcami.
- Jesteś, do cholery, w domu, Granger. To zawsze był i będzie Twój dom. Twoje ulubione ciastka wciąż leżą w kuchni, szczoteczka do zębów jest w miejscu, gdzie ją zostawiłaś. Koszula nocna, w której spałaś pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni temu wisi na tym samym wieszaku. Koronkowa bielizna i skarpetki w paski nie uciekły z trzeciej szuflady komody. Ten dom czekał na ciebie codziennie.
- Nie chcę tam wracać, Severus. - spojrzała na niego swoimi wielkimi, cynamonowymi oczami, a w głosie miała ogromną nadzieję, że pozwoli jej zostać.
- Nigdzie nie wracasz, Hermiono.
A potem nie pozwolił jej myśleć. Zaczął ją całować z pasją tak ogromną, że pochłaniała serce. W tym pocałunku zawarł całą tęsknotę, pustkę i beznadzieję ostatnich pięciuset dziewięćdziesięciu dwóch dni.
*
Obudziła się rano i poczuła znajomy zapach, ciepło i oddech. Otworzyła powoli oczy i zobaczyła go. Opierał się na łokciu i patrzył na nią. Nie mówiąc nic, schowała głowę w jego tors i rozpłakała się.
- Będziesz szczęśliwa, od dziś. Obiecuję. - szepnął, gładząc jej włosy.
- To miało mi złamać serce, miałam cierpieć, kłamać i udawać. Miałam dawać sobie radę i nigdy więcej cię nie spotkać.
- I naprawdę tego chciałaś? - zapytał, chociaż znał odpowiedź. On też nie spodziewał się, że to coś zmieni. Tak jak ona, myślał, że to będzie jedna noc. Kilka godzin zapomnienia, po czym ona wróci i znów zniknie. Zgodził się na to, chociaż nie chciał cierpieć. Nie chciał żyć ze świadomością, że ona jest kogoś innego.
- Nie.
Usiadł i chwycił jej dłoń. Pocałował każdy palec. Uśmiechał się do niej. Uśmiechał. Tak po prostu.
- Nie będzie łatwo. Dużo pracuję, jem o dziwnych porach i wciąż nie słodzę kawy. Palę ponad paczkę papierosów dziennie i rzadko robię pranie. Ciebie czeka rozwód, wyprowadzka, konfrontacja z tym idiotą, Weasleyem. Ale przyrzekam, Hermiono, że będziesz szczęśliwa. Będę o ciebie dbał. Nie zawsze będziemy wstawali razem, ale zawsze będziemy się razem kładli. Pomogę ci ze wszystkim i nie będę już tak dużo krzyczał. Będziemy więcej czytali i będę cię zabierał gdzie tylko chcesz.
- Severus, ja...
- Chcesz znów odejść, tak? To za mało?
- Snape, ja też nie słodzę kawy.
Uśmiechnęła się lekko i przygryzła wargę, patrząc na niego spod długich, gęstych rzęs. On tylko westchnął głośno, położył się i nakrył ich szczelnie kołdrą. Tulił do siebie kobietę swojego życia.
Pięćset dziewięćdziesiąt dwa dni samotności odeszło już w niepamięć.

28 października 2016

Severus Snape i Hermiona Granger, "Ślub cz.1", #HarryPotter

- Hermiono Granger, czy świadoma swoich praw i obowiązków bierzesz tego oto Severusa Snape'a za swojego męża i ślubujesz mu wierność, miłość, opiekę w chwilach dobrych i złych? Czy przysięgasz trwać u jego boku dopóki śmierć Was nie rozłączy? - Tak. Harry obudził się gwałtownie. Oddychał ciężko i szybko. Był wyraźnie przerażony tym, co właśnie zobaczył w swojej głowie. Spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą. Miał jeszcze kilka godzin snu. Jeszcze kilka chwil, kiedy będzie mógł postarać się odpocząć. Wstał z łóżka i poprawił kołdrę i prześcieradło. Bardzo się kręcił w nocy, więc wszystko było pozwijane i pościągane. Kiedy w końcu usiadł z powrotem schował twarz w dłoniach i mając nadzieję, że to mu pomoże, uronił kilka słonych łez. Wydał z siebie zduszony dźwięk bólu, rozczarowania i okropnej tęsknoty. Trwał tak, w swoim gorzkim cierpieniu, kilka długich chwil. Postanowił w końcu zasnąć. Jutro czekał go niesamowicie ważny dzień. Potter obudził się i jęknął cichutko. To dziś. Dziś jego serce wyskoczy i roztrzaska się na milion kawałków, a odłamki będą kuły jego oczy do końca życia. Jednak on będzie musiał się uśmiechać, być pogodnym i życzliwym przyjacielem. I chociaż wiedział, że podjął słuszną decyzję, pozwalając jej odejść, kiedy powiedziała mu, że ktoś stał się dla niej ważny, to wiedział, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że on nie potrafił jej tego dać. Przyjaźnili się już dziesięć lat. Znali się lepiej niż ktokolwiek inny na świecie. Razem wytrwali w Hogwarcie, na wojnie, razem budowali jego dom. Gdzieś w tym wszystkim pogubił się i miał nadzieję na niemożliwe. Harry Potter bowiem kochał Hermione Granger nad życie. Hermiona Granger jednak kochała nad życie Severusa Snape'a. Najgorsze jednak nie był fakt, że będzie musiał żyć bez niej już zawsze, nie to, że nigdy nie zdobył się na odwagę i nie zrobił nic, co miałoby jej pokazać, że jest dla niego kimś więcej. Najgorszy nawet nie był fakt, że kochała człowieka który dręczył ich i nie szanował przez tyle lat. Nie. Najgorsze było to, że mieli się dziś pobrać, że Harry był pierwszą osobą, która dowiedziała się o oświadczynach, że osobiście, krok po kroku, pomagał jej zaplanować i zrealizować dzień jego samobójstwa emocjonalnego. Jej ślubu, na który czekała tak długo. I który miał się odbyć za trzy godziny. Trzy niesamowicie krótkie godziny. Wstał i wziął szybki prysznic - woda była dla niego oczyszczeniem. Razem z potem i brudem pozbywał się natrętnych myśli. Postanowił złamać sobie serce sam, zanim zrobi to ona. Wysłał więc patronusa.
*
Severus Snape musiał przerwać swoje śniadanie ze względu na patronusa, który prosił go o spotkanie. Zerknął na zegarek - jeszcze niecałe trzy godziny do uroczystości. Zdąży. Niekoniecznie chciał tam iść, ale obiecał sobie, że będzie dobrym mężem. A dobry mąż nie może ignorować próśb o spotkanie. Założył buty i wyszedł cichutko, żeby nie zbudzić tego cholernego kota, który zaraz zacząłby miauczeć na pół ulicy!
Zjawił się przed domem Pottera i zaklął w duchu. Po cholerę on chciał rozmawiać teraz. Teraz, kiedy za kilkaset minut zmieni się wszystko. Wszedł do jego domu i poczuł ogromne ciepło magii, jej słodki zapach. Potter wyraźnie bawił się różdżką. Cóż, widać hogwardzkie nawyki weszły mu w krew i w sytuacjach kiedy się stresował, czarował bez sensu.
- Potter, streszczaj się.
- Snape,mam tylko jedną prośbę.
I wtedy zauważył jego zapłakane, podpuchnięte oczy, które odziedziczył po Lily, zobaczył jego długie, mokre jeszcze włosy, zobaczył kilkunastodniowy zarost i poszarpane spodnie od pidżamy.
- Ogarnij się, Potter. Za chwilę twoja przyjaciółka wychodzi za mąż.
- Dlatego poprosiłem, żebyś tu przybył. Mam prośbę.
- Więc? - zaczynał być wyraźnie poirytowany, jednak po części go rozumiał. Trwał w takiej beznadziei kilka lat, jemu też złamano serce.
- Rób jej na śniadanie jajka z bekonem, dobrze? Uwielbia je. I jeśli pija herbatę przed snem, to zawsze z cytryną. I nie lubi kiedy skarpetki do prania są niewywinięte. I nigdy nie pozwalaj jej myśleć, że jest sama. Masz ją wspierać i słuchać jej, zawsze. I nie krzycz, kiedy będzie palić w kuchni.
- Potter, ja ją nauczyłem palić.
- Wiem. Ale mówiła, że nie lubisz, kiedy ona pali w domu.
- Nie lubię, to prawda. - jego głos stawał się coraz cichszy.
- Więc pozwalaj jej czasem i nie krzycz na nią. Nie lubi twojego krzyku. I pozwalaj jej na chodzenie cały dzień w pidżamie. I zakładaj te białą, lnianą koszulę. Uwielbia cię w niej.
- Potter, co ty do cholery mówisz!
- Kocham ją Snape, kocham ją mocniej niż myślisz. Każdego dnia, kiedy się budzę szukam jej rano w łóżku. Nigdy jej tam nie znajdę, wiem to. Chcę jej szczęścia, ponad wszystko. Więc dbaj o nią, kiedy ja się rozpadnę i wyjadę. Proszę.
- Prosisz o rzeczy tak oczywiste, że zastanawiam się, czy ona nie robi ze mnie potwora.
- Nie Snape, mówi o tobie piękniej niż o transmutacji i numerologii. A to coś znaczy.
Severusa coś uderzyło, jakaś forma odpowiedzialności, której wcześniej nie zaznał. Potter ją zna, kocha ją, może się nią zaopiekować. Wie, co lubi i jaka jest. A on? Czy będzie w stanie zaopiekować się nią tak dobrze?Czy będzie pamiętał o cytrynie i skarpetkach?
- Będę o nią dbał, Harry. Obiecuję.
To był pierwszy i ostatni raz, kiedy Severus nazwał Pottera Harrym.
*
Wybiła dwunasta, Hermiona stała, patrzyła na Snape'a, uśmiechając się leciutko i oblizując usta, przygryzała wargi. Nigdy nie była tak szczęśliwa jak dziś. On podszedł do niej i pocałował w czoło, mówiąc, że zobaczą się za kilka chwil. Uśmiechnął się tak szczerze i szeroko, że Hermiona wybałuszyła oczy ze zdziwienia. Takiego uśmiechu nie widziała jeszcze nigdy.
Podeszła do lustra ostatni raz. Zobaczyła swoje gładkie, eleganckie fale i wianek z pięknych niezapominajek i konwalii. Spojrzała na koronkową suknię, z imponującym wycięciem na plecach. Zerknęła ukradkiem na dłonie by po raz kolejny zachłysnąć się pięknem jej pierścionka zaręczynowego. Kiedy jej tata wszedł nieśmiało do pokoju, zobaczył najpiękniejszą kobietę na świecie, która była szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Zarumienione policzki, błysk w oczach, radość na ustach.
- Jesteś gotowa, córeczko?
- Tak, tato.

Harry Potter siedział w pierwszym rzędzie. W wielkim, białym namiocie w ogrodzie Nory. Ściął włosy, ogolił się, założył najbardziej eleganckie szaty jakie miał. Uśmiechał się, zagadywał siedzącą obok Lunę. Starał się być najlepszym przyjacielem.
Moment wejścia Hermiony był tak niespodziewany, że Harry niemal zadławił się haustem powietrza. Widział jej uniesioną wysoko głowę, jej dumę. Ona była dumna, że należała do Severusa Snape'a. Dumna tak bardzo, jak dumna może być kobieta. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na swoje dłonie. Trzęsły się. Zerknął na Snape'a - patrzył na nią z tak ogromną miłością, że wydawało się to aż niewiarygodne. Człowiek, który zabijał, torturował, szpiegował, niszczył, gwałcił i nienawidził, służył Voldemortowi, brał udział w zbiorowych morderstwach na mugolach, modyfikował im pamięć, wykorzystywał i nie miał ani krzty litości, jednak potrafił kochać. Kochać mocniej, niż on. Mimo tego wszystkiego co zrobił - mimo kłamstw, uciekania i dręczenia, mimo braku szacunku, apodyktyczności, fascynacji czarną magią. Kochał. Hermiona podeszła do ołtarza, jej tata ucałował dłoń córki i przekazał ją Severusowi. Między dłońmi kochanków pojawiły się niewielkie iskierki. Luna zachichotała.
- Luna, o co chodzi?
- Tak się dzieje, kiedy mężczyzna złożył przysięgę małżeńską wcześniej niż w dniu ślubu. Musiał to zrobić nieświadomie.
- Lub całkowicie świadomie, bo to możliwe, prawda? - zapytał i poczuł, jak krew ucieka z jego ciała.
- Tak Harry, można to zrobić świadomie jak i bez większego zastanowienia.
Czyli ona.. czyli ona już była jego. Oficjalnie. On jej się oddał. Zaufał jej. Harry poczuł przypływ smutnej radości - wiedział, że Severus Snape, Mistrz Eliksirów, będzie dobrym mężęm.
- Harry, to już!
Nie wiedział, jak długo myślał, ale musiało to trwać kilka minut, bo Luna zwróciła mu uwagę. Podniósł wzrok.
- Hermiono Granger, czy świadoma swoich praw i obowiązków bierzesz tego oto Severusa Snape'a za swojego męża i ślubujesz mu wierność, miłość, opiekę w chwilach dobrych i złych? Czy przysięgasz trwać u jego boku dopóki śmierć Was nie rozłączy? - Tak.
Harremu Potterowi serce pękło na pół. Severusowi Snape'owi na usta wtargnął najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział świat. Oczy Hermiony Snape zaszły najszczerszymi łzami szczęścia, jakie kiedykolwiek spadły na ziemię.

24 października 2016

Z cyklu: "Pamiętnik Hermiony". Severus Snape i Hermiona Granger, #HarryPotter

Kładłam się do łóżka. Mój mężczyzna mruknął coś przez sen i poruszył nerwowo dłonią, ale nie obudził się. Pewnie pracował do późna nad najnowszym eliksirem. Nie chciał iść ze mną na Bal Bohaterów Wojennych więc musiał zająć się czymś innym. Kilka tygodni temu Ministerstwo Magii ogłosiło pierwszy bal, na piątą rocznicę zakończenia terroru Voldemorta. Oprócz Severusa pojawił się każdy zasłużony członek Zakonu Feniksa. Byłam na niego zła, że nie chciał iść ze mną, ale on uważał, że ma dość Weasleya i Pottera, poza tym Dracon dotrzyma mi towarzystwa. No i cóż, Snape się nie mylił. Ułożyłam się wygodnie i pocałowałam go w czoło. Nakryłam się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy. W głowie mi jeszcze trochę szumiało, bo likier serwowany przez kelnerów był wyjątkowo mocny. Chciałam zasnąć, ale w głowie miałam milion myśli. Ta noc była wyjątkowa.
Przy dużych, ciemnych, drewnianych drzwiach stał Dracon. Przywitał mnie skromnym pocałunkiem w dłoń. Uśmiechnął się życzliwie i zauważyłam, że na palcu nie ma obrączki.
- Czyżby stało się coś, o czym nie wiem? - zapytałam. Po Bitwie Draco mieszkał u nas jakiś czas i myślę, że mogę go nazwać swoim przyjacielem.
- Zupełnie nic nowego, moja żona jednak postanowiła wyczyścić nasze obrączki. Nigdy nie była wybitna w najprostszych, domowych zaklęciach, więc coś poszło nie tak i nasze złoto pękło na pół. Od tygodnia próbujemy znaleźć i kupić takie same. Bez skutku, póki co.
Kiwnęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko. No tak, cała Astoria. Była w stanie stworzyć najróżniejsze eliksiry, najbardziej skomplikowane transmutacje - ale najprostsze zaklęcia były dla niej zagadką.
- A nie przyszła z Tobą, bo? - zagaiłam, mimo że domyślałam się odpowiedzi.
- Nie dostałem zaproszenia podwójnego, na kartce widniało tylko "Dracon Malfoy".
A więc nie myliłam się - to było przyjęcie tylko dla osób, które faktycznie walczyły. I w walce pokazali prawdziwą, bezwarunkową odwagę i poświęcenie.
Weszliśmy do sali, przywitały nas gromkie brawa i szczere uśmiechy. Widziałam Ginny z Harrym, Ron machał mi z daleka, Luna i Neville uśmiechnęli się na nasz widok nieśmiało. Jednak podeszła tylko McGonagall.
- Nie przyszedł, prawda?
- Nie - odrzekłam.
- No cóż, nie zdziwił mnie. Jednak naiwność gryfona nie dawała o sobie zapomnieć.
McGonagall wyglądała zjawiskowo - długie włosy, które zawsze chowała w ciasnym koku dziś były zaplecione w warkocza, który tworzył misterną koronę oplatającą jej głowę. Suknię miała długą, z dekoltem odsłaniającym ramiona i obojczyki. Burgundowe fałdy okazałej kreacji podkreślały jej przynależność do Gryffindoru. Okulary miała te, które pamiętała z lat szkolnych. Oczy błyszczały szczęściem, a uśmiech pozostał niezmienny - jedynie kilka zmarszczek zdradzało jej ciężką pracę w Hogwarcie i stres, na który była narażona. Mimo wszystko, mimo pięciu lat, wiele osób wciąż się bało. Minerwa też.
Draco zaprosił mnie do stołu i uprzejmie odsunął krzesło. Usiadłam, z gracją poprawiając suknię. Była długa, prosta i klasyczna. W kolorze butelkowej zieleni, z odsłoniętymi plecami. Rękawy miała długie i pokryte koronką. Severus powiedział, że chciałby mnie kiedyś w takiej zobaczyć. Więc zobaczył - jak wychodzę.
Potem czas minął bardzo szybko. Kilka przemówień, kilka toastów, uroczysta kolacja, pamiątkowe zdjęcie. Kilka papierosów spalonych na tarasie, którym towarzyszyło wiele wspomnień z lat szkolnych. Ginny zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, że rezygnuje z Qudditcha na rzecz pracy w Mungu. Harry mówił mało, Ron mnie raczej unikał, Luna przyszła tylko na chwilę, żeby powiedzieć, że pięknie wyglądam. Natomiast Neville poprosił, abym odeszła z nim na stronę.
- Hermiona, z wami wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, cicho.
- Tak, oczywiście, Neville. Severus nie przyszedł, bo miał dużo pracy.
- Nie byłby chyba zadowolony, gdyby wiedział, jak Malfoy pożera cię wzrokiem.
- Och, bez przesady. Severus wiedział, że to on będzie mi dziś dotrzymywał towarzystwa. Poza tym, z całym szacunkiem, ale nie uważasz, że trochę za mocno to określiłeś? Wielu mężczyzn patrzy dziś z pożądaniem na wiele kobiet. Każda wygląda dziś zjawiskowo, Luna z resztą też.
Dawny przyjaciel wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że być może faktycznie przesadził.
- Wybacz, musiałem coś źle odebrać.
- Najwyraźniej.
Nie odeszłam z uśmiechem, wręcz przeciwnie - byłam zła. Zachowałam klasę, więc nie odpowiedziałam nic więcej, mimo to musiałam wyjść na papierosa. Psiakrew niech zaleje tego Snape'a, nie dość, że nauczył mnie pić to i palić!
- To niezdrowe, Granger. - Malfoy pojawił się nie wiadomo skąd, stanął przede mną opierając się o barierkę. Patrzył na mnie i oczekiwał odpowiedzi.
- Nie muszę ci się tłumaczyć, Malfoy.
- Severus nie byłby zadowolony widząc swoją żonę na tarasie, samą, z papierosem i w dodatku po dwóch kieliszkach likieru.
- Jak dobrze, że Astoria byłaby zadowolona widząc, jak łypiesz na Ginewrę.
Dracon skrzywił się, przypominając sobie krótki romans z Weasleyówną, a obecnie już z panią Potter.
- Nie wywlekaj tego - warknął.
- To nie wtykaj nosa tam, gdzie nie potrzeba.
Nastała cisza. Zerknęłam na zegarek - zbliżała się dziesiąta. Za chwilę oficjalny taniec rozpoczynający bankiet. Zgasiłam papierosa i weszłam do środka. Na parkiecie był już Harry i Ginny, pięknie ubrani i uśmiechnięci niesamowicie pasowali do klimatu spotkania. Elegancja i gracja aż raziła w oczy. Czasem zastanawiam się, gdzie podziała się nasza dziecięca naturalność i lekkość. Teraz wszystko jest takie oficjalne i sztywne. Kilka minut później na parkiecie było już wiele par, poruszali się pewni siebie, zadowoleni i dumni.
Ja nie miałam ochoty tańczyć - nie czułam się zbyt dobrze. W głowie kłębiło mi się milion myśli. Podeszłam do stolika, tam znów zastałam Malfoya. Nalewał mi do kieliszka gęstego, czekoladowego likieru.
- Za zdrowie, Hermiono - podał mi kieliszek i uniósł go nieznacznie. Uśmiechnęłam się wdzięcznie. Napiliśmy się kilka razy pod rząd. Za zdrowie, za sukcesy, za miłość. Po ostatnim kieliszku, za radość, zaprosił mnie na parkiet. Ujęłam jego dłoń i od razu poczułam różnicę. Jego dłonie były miękkie, delikatne wręcz. Nieskalane pracą. Ciepłe i zadbane. To nie to samo, co suche i szorstkie dłonie Severusa, z długimi palcami i wystającymi kostkami. Pełne blizn i zrogowaceń od wielu lat pracy przy eliksirach. Wojna też zrobiła swoje. Na sali próbowaliśmy wtopić się w tłum. Dracon złapał mnie w talii i zaczął prowadzić. Muzyka była dość powolna, pełna nonszalancji i dumy. Tańczyliśmy kilka minut w ciszy. Żadne z nas nie miało ochoty rozmawiać. Słowa były zbędne. Muzyka się zmieniła - rytm był żywszy, tempo szybsze, melodia weselsza. Złapał mnie inaczej, uśmiechnął się. Obrócił kilka razy, a za każdym razem kiedy mnie łapał, nastrój się zmieniał. Pojawiło się coś w rodzaju dopasowania. Czas zaczął mijać jakoś szybciej, nie schodziliśmy z parkietu. Muzyka była pełna radości, energiczna. W pewnych momentach Draco był niebezpiecznie blisko. Chemia wisiała w powietrzu. Seksualność była wręcz namacalna. Uśmiechał się do mnie bardziej zalotnie, dłonie były pewniejsze, uchwyt mocniejszy. Poruszał się jakbym należała do niego. A tak przecież nie jest. Nie jestem jego i nigdy nie będę.
Ale nie chciałam przerywać tańca. To był jeden z niewielu momentów, kiedy przestałam całkowicie myśleć. Oddałam się uczuciu, moje ciało odpoczywało, mimo że mięśnie pracowały. Cudownie było poczuć nastoletnią radość z tańca, z bliskości drugiego mężczyzny, który nie był mężem. I mimo otoczki pełnej podniecenia dla mnie to było coś bardzo niewinnego. Nie czułam się obłapiana, nie czułam, że on się zaleca. Czułam się jak kobieta, którą ktoś uważa za piękną i kuszącą. Ktoś, kto nie był moim mężem. Było mi cholernie dobrze, kiedy Dracon prowadził. Było coś pięknego w ruchach, w synchronizacji. W śmiechu, kiedy coś się nie dało, w niewielkim rumieńcu, kiedy jego usta przez przypadek dotknęły mojego policzka. Mogłam się śmiać, potykać i bawić. Z moim przyjacielem, który najprawdopodobniej wypił o jeden kieliszek za dużo, bo łapał mnie za mocno i był zbyt gorący. Ale to nic. Dziś mi wolno. Dziś ta noc należy do mnie. Dracon mógł odebrać to w inny sposób niż ja, miał prawo. Jednak kiedy po zejściu z parkietu lekko ucałował moją dłoń, wiedziałam już, że on też tego potrzebował. Oderwania od rzeczywistości, mocnego alkoholu i przyjaciółki do tańca.
Zbliżała się pierwsza, kiedy wzniosłam ostatni przed wyjściem toast.
- Wypijmy za niewinną radość, za szczęście i zabawę.
Wypiliśmy. Ja, Harry, Ginny, Luna, Neville, Dracon, Minerva, Billy i Fleur, George i Ron. Po tym toaście pożegnałam się z wszystkimi i teleportowałam do domu, uprzednio dziękując Malfoyowi za cudowną noc.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani Snape.
Uśmiechnęłam się całkowicie nieświadomie, z radością i wdzięcznością.
Przekraczając próg sypialni, po długiej kąpieli, w ulubionej koszuli nocnej Severusa, poczułam ogromny przypływ miłości.

5 czerwca 2016

Z cyklu: "Pamiętnik Hermiony". Severus Snape i Hermiona Granger, #HarryPotter

Pamiętacie ten dzień, kiedy Snape niemal poprosił, żebym została? No więc zostałam i powiem Wam, że to była jedna z lepszych decyzji.
Severus tamtego wieczoru uśmiechnął się jeszcze kilka razy, przestał w końcu spinać kark, patrzył się z wyczekiwaniem, dolewał po odrobinie whisky, mimo tego, że uparcie twierdził, że to nic nie zmieni.
Rozmawialiśmy długo, patrząc na siebie. Kręciliśmy się na sofie i na fotelu, czasami milczeliśmy kilka minut. Wydaje się nudne, ale było bardzo ciekawie. Szczególnie, kiedy Severus wstał, aby dolać mi odrobinę, a ja gestem dłoni odmówiłam. Nachylił się wtedy odrobinie, a moja dłoń całkowicie przez przypadek dotknęła jego torsu.
I tutaj, moi Drodzy, musicie wiedzieć, że czekałam na ten moment zdecydowanie za długo i bardzo się rozczarowałam, kiedy Severus po prostu odsunął się i usiadł. Udałam, że nic się nie stało, chociaż czułam pulsujące skronie, gorąco uderzające we mnie za każdym razem, kiedy ten przeklęty mężczyzna wymawiał moje imię lub nazwisko. Czułam się zagubiona, miałam nadzieję, że jednak coś się stanie. Wypiłam duszkiem to, co mi zostało i postawiłam szklankę na stoliku. Chciałam zerknąć na zegarek, ale okazało się, że zapomniałam założyć go rano.
- Która godzina, Snape?
- Wpół do drugiej.
Prychnęłam pod nosem i zaczęłam kręcić głową, śmiejąc się po cichu i oblizując usta. Spędziłam z nim tyle czasu. Chyba czas iść już do siebie.
- Na mnie już pora, dobranoc Severusie.
- Dobranoc, Granger. Nie daj się złapać.
Wstaliśmy w tym samym czasie, on szarmancko otworzył mi drzwi a ja grzecznie kiwnęłam głową i wyszłam.
Nie wiem, czy minęły dwie minuty od wyjścia kiedy poczułam na swoim nadgarstku zimne, silne palce.
Przygryzłam mocno usta i uśmiechnęłam się bardzo szeroko. Zawróciliśmy do jego komnaty. Gdy tylko zamknął drzwi przycisnął mnie mocno do ściany i powiedział, że mam przestać.
- Przestać? Przecież ja nic nie robię! - oburzyłam się, bo to nie tak miało wyglądać. Odezwała się we mnie stara Hermiona, zaczęłam czuć coś podobnego do strachu.
- Jesteś bardzo nieświadoma, Granger, tak cholernie nieświadoma - szepnął, a ja poczułam na uchu jego gorący oddech. Nie przestając mówić zaczął dotykać mojej twarzy - uśmiechasz się tak niewinnie, ale jednocześnie tak kokieteryjnie. - jego palce dotknęły moich ust. Mój oddech przyśpieszył, kolana się ugięły.
- Snape...
- Mówisz tak błagalnie, ale ja nie wiem, czy mam przestać czy kontynuować.
W głowie miałam milion myśli. Przecież to nauczyciel, był starszy. Chociaż... przecież 19 lat w świecie czarodziejów to jak kilka lat w świecie mugoli. Wiele nas łączyło, ale tak wiele dzieliło. Czy to na pewno było właściwe? Moralne? Czy ja na pewno mogłam czuć to, co czuję? Tak strasznie chcę, żeby mnie dotykał, ale jestem przerażona. Zamknęłam oczy. Starałam się uspokoić.
Czułam jego zapach, czułam ciepło, które biło z jego szyi. Słyszałam, jak bije jego serce, jak szumi krew.
- Lubię Cię, Snape. - te słowa jakby same wypłynęły z moich drżących ust. Ja nie panowałam nad tym, co mówiłam.
- Granger! - warknął. Chyba lubił moje nazwisko.
Złapał mnie mocno w biodrach i oparł czoło o moje. Spojrzał mi w oczy i jednocześnie wbił palce w ciało. Westchnęłam głośno, przymykając powieki. Prawą dłonią poprawił mi włosy, odsłaniając ucho, a lewą przyciskał do siebie. Jego palce sunęły po mojej skórze, od ucha przez szyję, ramiona i plecy, żeby znów zatrzymać się na biodrach.
- Nie powinienem... będziesz tego żałować.
Przygryzłam lekko usta i przekręciłam nieświadomie głowę. Pocałował mnie. Tak. Zrobił to. Dotknął ustami moich ust. Najpierw bardzo lekko, powoli. Jednocześnie puścił moje biodra. Kiedy odwzajemniłam jego pocałunek, stał się bardziej odważny. Dłonie położył na moich policzkach. To był najpiękniejszy pocałunek w życiu. Magiczny. Severus błądził ustami po moich policzkach, szyi, ramionach, odsłoniętym dekolcie...
- Chodźmy do sypialni, będzie nam wygodniej. - zaproponowałam i w pewnym momencie spojrzał na mnie tak ostro, że myślałam, że to, co stało się przed chwilą było wytworem mojej wyobraźni.
- Ty naprawdę mnie chcesz, Granger?
- Snape, wydawałeś się bardziej inteligenty.
Na co on wziął mnie za rękę i poprowadził do niewielkiego pomieszczenia z ogromnym łóżkiem, fotelem, dwoma półkami zastawionymi książkami i ogromnym świecznikiem na jednej jedynej komodzie, która stała po prawej stronie łóżka. Gestem dłoni zapalił trzy tkwiące w nim świece. Stanął kilka kroków ode mnie i patrzył. Po prostu patrzył. A ja napawałam się momentem. Nikt jeszcze nie patrzył na mnie w ten sposób. Wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam do niego. Ujął moją dłoń i wskazał gestem na wielkie łóżko. Usiedliśmy na nim. I wtedy, moi Drodzy, dopiero się zaczęło. Poczułam się trochę zbyt pewnie.
Zaczęłam rozpinać jego koszulę, całować każdy nowo odkryty kawałek ciała. Sunęłam po jego bladej skórze ciepłymi dłońmi i czułam, jak zaciska palce na moich biodrach i udach. Przeniosłam się na szyję i to chyba był jego czuły punkt. Raz czy dwa usłyszałam ciche przekleństwo, czułam napinające się mięśnie, przyśpieszony oddech. Ale dopiero kiedy przeszłam odrobinę wyżej i musnęłam językiem jego ucho miałam wrażenie, że oszalał. Złapał mnie za włosy i przycisnął do siebie. Jednocześnie objął w talii i wsunął rękę pod koszulkę. Kiedy chciałam go delikatnie ugryźć, on odsunął się ode mnie. Nie podobało mu się?
- Podobało, Granger, aż za bardzo. A ja nie chcę wszystkiego na raz. Po kolei.
- Podsłuchujesz, Snape. A ja chcę teraz.
- Albo zgadzasz się na moje warunki, albo udajesz, że niczego nie było. Wszystko dostaniesz, w swoim czasie.
Nie odpowiedziałam. Po kilku minutach kiwnęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko.
- Chcesz zostać?
- Chyba lepiej będzie, kiedy pójdę. Oboje musimy przemyśleć kilka spraw.
- Dobranoc, w takim razie.
- Dobranoc, Snape.
- Nie daj się złapać, Granger.
Nie złapali mnie, chociaż wcale nie starałam się ukrywać.

3 maja 2016

Z cyklu: "Pamiętnik Hermiony". Severus Snape i Hermiona Granger, #HarryPotter

Zupełny brak kanonu. Ponadto, odważyłam się wykorzystać pomysł, który kiedyś miałam zamiar rozwinąć w cały cykl opowiadań. Jednak z moim słomianym zapałem skończyło się na tym one-shocie. Enjoy!
______________________________________________________

Ronald Weasley był najbardziej nieznośnym typem człowieka, jakiego kiedykolwiek nosiła matka Ziemia. Nie chodziło nawet, o jego bezsensowne pytania i ich niezliczoną ilość, albo o fakt, że był całkowicie niesamodzielny. Rzecz w tym, że po pierwsze, był strasznie zazdrosny - o wszystko i wszystkich, po drugie - był chorobliwie ciekawskim typem i nie dawał za wygraną dopóki nie zdobył informacji, a po trzecie, był po prostu głupi.
Kto mądry, w środku nocy, idzie przez korytarz magicznego zamku ze świecą, zamiast różdżką, jako źródło światła? Naprawdę, nie mam żalu o to, że się wywrócił, podpalił gobelin i zamiast wszystko ugasić zaczął niemiłosiernie piszczeć. Mam niesamowicie wielki żal o to, że wszystkiego się wyparł i dopiero groźne oko McGonagall było w stanie zmusić go do przyznania się.
Nie zaczęłam zastanawiać się nad sensem tej znajomości ze względu na to, że ciągle mówił o jednym i nie był w stanie zająć się sam sobą. Skłoniła mnie do tego dopiero podsłuchana rozmowa. Ronald żalił się Harry'emu, jak bardzo beznadziejny jest w eliksirach, jak bardzo Hermiona na niego wrzeszczy, jak matka go nie docenia i w ogóle jaki to świat jest okropny. Wywróciłam więc oczami, poprawiłam szatę i szybkim, zdecydowanie szybszym niż zwykle, krokiem udałam się nigdzie indziej jak do lochów właśnie. Do samej paszczy jadowitego węża. Nie mogłam znieść obecności Rona. Męczył mnie.
- Severusie, bądźże tak miły i podaj mi szklankę Ognistej, z lodem, bez wody. Weasley doprowadzi mnie niedługo do szału - kiedy tylko przekroczyłam próg jego mieszkania bez skrępowania zaczęłam mówić, jednocześnie zrzucając z siebie wierzchnią szatę.
I to, moi drodzy, był ogromny błąd. Nie, Severus nigdy mi nie żałował, nigdy nie miał pretensji ani oporów. Jednakże tamtego dnia wybrałam bardzo nieodpowiedni moment. Severus nie był sam. Niestety.
A zanim zdziwicie się, dlaczego Gryfonka z najlepszymi ocenami w Hogwarcie, mózg Złotego Trio, prefekt naczelny z nienagannymi manierami pije alkohol z nauczycielem dziewiętnaście lat starszym od niej, musicie wiedzieć, że w ostatnich miesiącach zostałam poddana torturom przez jednego ze Śmierciożerców. Crucio, dokładniej. Nie straciłam osobowości ani pamięci, ale miałam ogromne luki w świadomości. Musiałam stworzyć się na nowo, po części oczywiście. Zostało mi zamiłowanie do mugolskiego jedzenia, książek, nauki, ciszy i kotów. Jednakże Severus Snape, który został zmuszony do działań w zakresie oklumencji aby sprawdzić stan moich wspomnień (wszystko na polecenie Albusa, rzecz jasna), spędzał ze mną bardzo dużo czasu. I nie da się ukryć, że jego obecność bardzo wpłynęła na kształtowanie mojego nowego "ja". On poczęstował pierwszą lampką wina, zaproponował Ognistą, nauczył rzucać zaklęcia niewerbalne, warzyć eliksir snu, który faktycznie niwelował złe sny. Niestety, to również Snape nauczył mnie być trochę zbyt pewną siebie, w stosunku do poporzedniego stanu.
- Panno Granger, nie powinna być pani w dormitorium?
- Zapewne powinna, ale nie jest. Sprawa jest jasna, naszą rozmowę dokończymy jutro. Dobranoc.
- Wasze stosunki wydają się zbyt zażyłe... - głos McGonagall był pełen obaw, może nawet była tam odrobina złości?
- Proszę wybaczyć - wtrąciłam się - ale z profesorem Snapem nie łączy mnie nic poza koleżeńską znajomością i relacją uczeń-profesor. Proszę mi wierzyć na słowo.
Minerva spojrzała na Severusa podejrzliwie i wyszła.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i zatknęłam włosy za ucho. Podwinęłam rękawy ciemnoczerwonego sweterka i podeszłam bliżej do mężczyzny.
- Severusie, więc mogę liczyć na odrobinę nielegalnego alkoholu?
Wywrócił oczami i kilka chwil później podał mi szklankę z bursztynowym napojem.
Potem usiedliśmy, on na fotelu przy kominku, ja na sofie obok. Piliśmy powoli, milcząc i patrząc w ogień. Zastanawiałam się, czy nie straciłam prawdziwej siebie wtedy, w trakcie terapii, jak zwykł nazywać to Harry. Czy ja naprawdę jestem taka? Zadziorna, pewna siebie, otwarta i sarkastyczna. Taka jest Hermiona Granger, mugolaczka, kujonka i przyjaciółka Wybrańca?
- Nie rozczulaj się, Granger - powiedział odważnie kilka sekund po tym, jak ostatnia myśl rozpłynęła się we mgle.
- Nie rozczulam się, ja tylko myślę. Zastanawiam, analizuję. Staram się pogodzić z tym wszystkim, chociaż czasem jest trudno. Czasem przypominają mi się momenty, kiedy byłam cicha, nieśmiała i trochę zagubiona, choć zawsze pełna pomysłów. Widzę je w głowie, ale gdybym chciała z powrotem stać się taka...
- Nie staniesz się taka. Nie wrócisz do tamtego stanu - przerwał mi wpół słowa - nie dlatego, że nie chcesz, a dlatego, że to po prostu niemożliwe. Crucio zabiło w tobie te cechy. Jakby to ująć... wszczepiło w ciebie element ślizgońskiego oprawcy. Nie nienawiść, oczywiście. Mówię raczej o tym, że jako człowiek, stałaś się bardziej zimna, zdystansowana i odważniejsza, z tą różnicą, że nie jak Gryfon porywający się z motyką na słońce, ale jak prawdziwy Ślizgon, który zna swoją wartość. Głowę masz wyżej jak idziesz przez korytarz, wiecej myślisz, mniej się uczysz. Potrzebujesz samotności - nie dlatego, że jesteś młodą kobietą, która rozczula się nad swoim losem, ale dlatego, że zaczynasz myśleć jak młody naukowiec, który swoje myśli musi uporządkować. I nieskromnie mówiąc, widzę w tym swój udział. Bardzo duży, jak na mój gust. Nie znaczy to jednak, że nie posiadasz cech typowych dla ciebie. One w tobie są, tylko zdecydowanie głębiej, niż myślisz.
Nie uśmiechał sie jak to mówił, patrzył mi prosto w oczy i wiedziałam, że wierzy w to co mówi. Nie wątpił, nie kłamał, nie mówił tego, bo wypada. On po prostu chciał mi to powiedzieć.
- Przychodzisz tu, pijesz ze mną whisky, rozmawiasz i zachowujesz się jak kobieta, nie jak uczennica. I nie ma w tobie strachu. Nie ma wątpliwości. Lubisz to, Granger. Lubisz towarzystwo nauczyciela, który mógłby być twoim ojcem, który nęka twoich przyjaciół od pierwszej klasy, który zabijał i zabija. Dlaczego? - napił się odrobinę i okazał realne zainteresowanie. Prawie namacalne. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że niemal czuło się jej ciężar na barkach. Patrzył na mnie wyczekująco.
- Bo jesteś jedyną osobą, która widzi we mnie kogoś więcej niż kujonkę z Gryffindoru, Snape. Nie wiem, czy kobietę, czy mugola, czy członka Zakonu. Po prostu, kogoś więcej.
Czy trafiłam z odpowiedzią? Nie mam pojęcia. Chyba sama do końca jeszcze jej nie znałam.
- Severusie, mogę mieć do Ciebie jedną prośbę?
- Jestem beznadziejny w spełnianiu próśb, a jeśli chcesz się o tym sama przekonać, to proszę bardzo. Nie odmawiam.
- Wytłumacz mi, kogo więcej we mnie widzisz?
Minęło kilka bardzo długich minut ciszy i ogólnego napięcia. On przez cały ten czas [ptrzył gdzieś w kierunku kominka. Potem odstawił szklankę. Poprawił koszulę. Oddychał spokojnie.
- Rumienisz się, kiedy tu wchodzisz, a nawet nie zdążysz powąchać alkoholu. Patrzysz mi na dłonie i szyję. Zauważasz najmniejsze zmiany w ustawieniu mebli, a co najśmieszniejsze, nie umiesz tego ukryć. Czujesz się zdezorientowana, próbujesz wtedy złapać mój wzrok. Zawstydzasz się, kiedy mówię do ciebie po nazwisku, a w moim głosie nie ma złości. I z każdą kolejną wizytą podchodzisz do mnie bliżej, Granger. Nie pytaj, kogo ja w tobie widzę, odpowiedz, kogo ty widzisz we mnie.
- Severusie, to wcale nie tak jak myślisz.
- Jest dokładnie tak, jak myślę, Granger. I powiem Ci coś jeszcze - nie myśl, że jestem zły. Jestem po prostu zdziwiony.
Och, Snape, gdybyś miał pojęcie, dlaczego tak cholernie lubie z Tobą pić... - osunęłam się w fotelu i przymknęłam oczy. Zrobiło mi się ciepło i błogo. Wiedział, że jest dla mnie bardzo atrakcyjnym mężczyzną, a mimo to nie był zły.
- Myśl ciszej, dziewczyno. Doskonale wiem, dlaczego lubisz ze mną pić, nie wiem tylko, dlaczego masz nadzieję, że alkohol zmieni cokolwiek.
Nagle poczułam na sobie falę chłodu, która sprawiła, że natychmiast się wyprostowałam i zaczęłam zbierać do wyjścia. Wstałam z fotela i podeszłam do drzwi. Kiedy złapałam za klamkę, zaczął mówić.
- Przecież tu wrócisz, znów się uśmiechniesz, poprosisz o coś do picia, usiądziesz w fotelu i zarumienisz się kiedy spojrzę na ciebie.
- Nie bądź już aż taki okropny, proszę... - mój głos się załamał. Był cichy i wyzuty z radości. Otworzyłam drzwi.
- Widzisz, Hermiono, wciąż masz w sobie to, co myślałaś, że utraciłaś. Poza tym nie jestem okropny, nie wiesz o czym mówisz, używając takich słów. Przecież ja nie proszę, żebyś wyszła.
- Dobranoc Snape.
- Nie kładę się jeszcze, a jeśli nie odpowiada ci fotel, to na sofie zostało jeszcze dużo miejsca.
Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy, na bladej twarzy, zobaczyłam uśmiech i niemal niewidoczne rumieńce na szczupłych policzkach.
Severus, ty paskudo, nie cierpię twoich gierek.
- Nie myśl tak głośno, Granger.
- Nie podsłuchuj, Snape.
Nie muszę wspominać, że zostałam, prawda?