24 października 2016

Z cyklu: "Pamiętnik Hermiony". Severus Snape i Hermiona Granger, #HarryPotter

Kładłam się do łóżka. Mój mężczyzna mruknął coś przez sen i poruszył nerwowo dłonią, ale nie obudził się. Pewnie pracował do późna nad najnowszym eliksirem. Nie chciał iść ze mną na Bal Bohaterów Wojennych więc musiał zająć się czymś innym. Kilka tygodni temu Ministerstwo Magii ogłosiło pierwszy bal, na piątą rocznicę zakończenia terroru Voldemorta. Oprócz Severusa pojawił się każdy zasłużony członek Zakonu Feniksa. Byłam na niego zła, że nie chciał iść ze mną, ale on uważał, że ma dość Weasleya i Pottera, poza tym Dracon dotrzyma mi towarzystwa. No i cóż, Snape się nie mylił. Ułożyłam się wygodnie i pocałowałam go w czoło. Nakryłam się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy. W głowie mi jeszcze trochę szumiało, bo likier serwowany przez kelnerów był wyjątkowo mocny. Chciałam zasnąć, ale w głowie miałam milion myśli. Ta noc była wyjątkowa.
Przy dużych, ciemnych, drewnianych drzwiach stał Dracon. Przywitał mnie skromnym pocałunkiem w dłoń. Uśmiechnął się życzliwie i zauważyłam, że na palcu nie ma obrączki.
- Czyżby stało się coś, o czym nie wiem? - zapytałam. Po Bitwie Draco mieszkał u nas jakiś czas i myślę, że mogę go nazwać swoim przyjacielem.
- Zupełnie nic nowego, moja żona jednak postanowiła wyczyścić nasze obrączki. Nigdy nie była wybitna w najprostszych, domowych zaklęciach, więc coś poszło nie tak i nasze złoto pękło na pół. Od tygodnia próbujemy znaleźć i kupić takie same. Bez skutku, póki co.
Kiwnęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko. No tak, cała Astoria. Była w stanie stworzyć najróżniejsze eliksiry, najbardziej skomplikowane transmutacje - ale najprostsze zaklęcia były dla niej zagadką.
- A nie przyszła z Tobą, bo? - zagaiłam, mimo że domyślałam się odpowiedzi.
- Nie dostałem zaproszenia podwójnego, na kartce widniało tylko "Dracon Malfoy".
A więc nie myliłam się - to było przyjęcie tylko dla osób, które faktycznie walczyły. I w walce pokazali prawdziwą, bezwarunkową odwagę i poświęcenie.
Weszliśmy do sali, przywitały nas gromkie brawa i szczere uśmiechy. Widziałam Ginny z Harrym, Ron machał mi z daleka, Luna i Neville uśmiechnęli się na nasz widok nieśmiało. Jednak podeszła tylko McGonagall.
- Nie przyszedł, prawda?
- Nie - odrzekłam.
- No cóż, nie zdziwił mnie. Jednak naiwność gryfona nie dawała o sobie zapomnieć.
McGonagall wyglądała zjawiskowo - długie włosy, które zawsze chowała w ciasnym koku dziś były zaplecione w warkocza, który tworzył misterną koronę oplatającą jej głowę. Suknię miała długą, z dekoltem odsłaniającym ramiona i obojczyki. Burgundowe fałdy okazałej kreacji podkreślały jej przynależność do Gryffindoru. Okulary miała te, które pamiętała z lat szkolnych. Oczy błyszczały szczęściem, a uśmiech pozostał niezmienny - jedynie kilka zmarszczek zdradzało jej ciężką pracę w Hogwarcie i stres, na który była narażona. Mimo wszystko, mimo pięciu lat, wiele osób wciąż się bało. Minerwa też.
Draco zaprosił mnie do stołu i uprzejmie odsunął krzesło. Usiadłam, z gracją poprawiając suknię. Była długa, prosta i klasyczna. W kolorze butelkowej zieleni, z odsłoniętymi plecami. Rękawy miała długie i pokryte koronką. Severus powiedział, że chciałby mnie kiedyś w takiej zobaczyć. Więc zobaczył - jak wychodzę.
Potem czas minął bardzo szybko. Kilka przemówień, kilka toastów, uroczysta kolacja, pamiątkowe zdjęcie. Kilka papierosów spalonych na tarasie, którym towarzyszyło wiele wspomnień z lat szkolnych. Ginny zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, że rezygnuje z Qudditcha na rzecz pracy w Mungu. Harry mówił mało, Ron mnie raczej unikał, Luna przyszła tylko na chwilę, żeby powiedzieć, że pięknie wyglądam. Natomiast Neville poprosił, abym odeszła z nim na stronę.
- Hermiona, z wami wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, cicho.
- Tak, oczywiście, Neville. Severus nie przyszedł, bo miał dużo pracy.
- Nie byłby chyba zadowolony, gdyby wiedział, jak Malfoy pożera cię wzrokiem.
- Och, bez przesady. Severus wiedział, że to on będzie mi dziś dotrzymywał towarzystwa. Poza tym, z całym szacunkiem, ale nie uważasz, że trochę za mocno to określiłeś? Wielu mężczyzn patrzy dziś z pożądaniem na wiele kobiet. Każda wygląda dziś zjawiskowo, Luna z resztą też.
Dawny przyjaciel wzruszył tylko ramionami i stwierdził, że być może faktycznie przesadził.
- Wybacz, musiałem coś źle odebrać.
- Najwyraźniej.
Nie odeszłam z uśmiechem, wręcz przeciwnie - byłam zła. Zachowałam klasę, więc nie odpowiedziałam nic więcej, mimo to musiałam wyjść na papierosa. Psiakrew niech zaleje tego Snape'a, nie dość, że nauczył mnie pić to i palić!
- To niezdrowe, Granger. - Malfoy pojawił się nie wiadomo skąd, stanął przede mną opierając się o barierkę. Patrzył na mnie i oczekiwał odpowiedzi.
- Nie muszę ci się tłumaczyć, Malfoy.
- Severus nie byłby zadowolony widząc swoją żonę na tarasie, samą, z papierosem i w dodatku po dwóch kieliszkach likieru.
- Jak dobrze, że Astoria byłaby zadowolona widząc, jak łypiesz na Ginewrę.
Dracon skrzywił się, przypominając sobie krótki romans z Weasleyówną, a obecnie już z panią Potter.
- Nie wywlekaj tego - warknął.
- To nie wtykaj nosa tam, gdzie nie potrzeba.
Nastała cisza. Zerknęłam na zegarek - zbliżała się dziesiąta. Za chwilę oficjalny taniec rozpoczynający bankiet. Zgasiłam papierosa i weszłam do środka. Na parkiecie był już Harry i Ginny, pięknie ubrani i uśmiechnięci niesamowicie pasowali do klimatu spotkania. Elegancja i gracja aż raziła w oczy. Czasem zastanawiam się, gdzie podziała się nasza dziecięca naturalność i lekkość. Teraz wszystko jest takie oficjalne i sztywne. Kilka minut później na parkiecie było już wiele par, poruszali się pewni siebie, zadowoleni i dumni.
Ja nie miałam ochoty tańczyć - nie czułam się zbyt dobrze. W głowie kłębiło mi się milion myśli. Podeszłam do stolika, tam znów zastałam Malfoya. Nalewał mi do kieliszka gęstego, czekoladowego likieru.
- Za zdrowie, Hermiono - podał mi kieliszek i uniósł go nieznacznie. Uśmiechnęłam się wdzięcznie. Napiliśmy się kilka razy pod rząd. Za zdrowie, za sukcesy, za miłość. Po ostatnim kieliszku, za radość, zaprosił mnie na parkiet. Ujęłam jego dłoń i od razu poczułam różnicę. Jego dłonie były miękkie, delikatne wręcz. Nieskalane pracą. Ciepłe i zadbane. To nie to samo, co suche i szorstkie dłonie Severusa, z długimi palcami i wystającymi kostkami. Pełne blizn i zrogowaceń od wielu lat pracy przy eliksirach. Wojna też zrobiła swoje. Na sali próbowaliśmy wtopić się w tłum. Dracon złapał mnie w talii i zaczął prowadzić. Muzyka była dość powolna, pełna nonszalancji i dumy. Tańczyliśmy kilka minut w ciszy. Żadne z nas nie miało ochoty rozmawiać. Słowa były zbędne. Muzyka się zmieniła - rytm był żywszy, tempo szybsze, melodia weselsza. Złapał mnie inaczej, uśmiechnął się. Obrócił kilka razy, a za każdym razem kiedy mnie łapał, nastrój się zmieniał. Pojawiło się coś w rodzaju dopasowania. Czas zaczął mijać jakoś szybciej, nie schodziliśmy z parkietu. Muzyka była pełna radości, energiczna. W pewnych momentach Draco był niebezpiecznie blisko. Chemia wisiała w powietrzu. Seksualność była wręcz namacalna. Uśmiechał się do mnie bardziej zalotnie, dłonie były pewniejsze, uchwyt mocniejszy. Poruszał się jakbym należała do niego. A tak przecież nie jest. Nie jestem jego i nigdy nie będę.
Ale nie chciałam przerywać tańca. To był jeden z niewielu momentów, kiedy przestałam całkowicie myśleć. Oddałam się uczuciu, moje ciało odpoczywało, mimo że mięśnie pracowały. Cudownie było poczuć nastoletnią radość z tańca, z bliskości drugiego mężczyzny, który nie był mężem. I mimo otoczki pełnej podniecenia dla mnie to było coś bardzo niewinnego. Nie czułam się obłapiana, nie czułam, że on się zaleca. Czułam się jak kobieta, którą ktoś uważa za piękną i kuszącą. Ktoś, kto nie był moim mężem. Było mi cholernie dobrze, kiedy Dracon prowadził. Było coś pięknego w ruchach, w synchronizacji. W śmiechu, kiedy coś się nie dało, w niewielkim rumieńcu, kiedy jego usta przez przypadek dotknęły mojego policzka. Mogłam się śmiać, potykać i bawić. Z moim przyjacielem, który najprawdopodobniej wypił o jeden kieliszek za dużo, bo łapał mnie za mocno i był zbyt gorący. Ale to nic. Dziś mi wolno. Dziś ta noc należy do mnie. Dracon mógł odebrać to w inny sposób niż ja, miał prawo. Jednak kiedy po zejściu z parkietu lekko ucałował moją dłoń, wiedziałam już, że on też tego potrzebował. Oderwania od rzeczywistości, mocnego alkoholu i przyjaciółki do tańca.
Zbliżała się pierwsza, kiedy wzniosłam ostatni przed wyjściem toast.
- Wypijmy za niewinną radość, za szczęście i zabawę.
Wypiliśmy. Ja, Harry, Ginny, Luna, Neville, Dracon, Minerva, Billy i Fleur, George i Ron. Po tym toaście pożegnałam się z wszystkimi i teleportowałam do domu, uprzednio dziękując Malfoyowi za cudowną noc.
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani Snape.
Uśmiechnęłam się całkowicie nieświadomie, z radością i wdzięcznością.
Przekraczając próg sypialni, po długiej kąpieli, w ulubionej koszuli nocnej Severusa, poczułam ogromny przypływ miłości.

1 komentarz:

  1. Najpiękniejszy opis tańca, jaki widziałam od bardzo dawna.
    Och i butelkowa zieleń tej sukni <3
    Ostatnio mam ciągoty do Dramione, bo jak Draco jest taki jak tutaj... Eh.
    I coraz bardziej podoba mi się lekkość, z jaką piszesz. Umiesz się odnaleźć i w trzeciej i w pierwszej osobie, chociaż delikatnie lepiej wychodzi Ci pierwsza. Czujesz Hermionę w bardzo mądry, spokojny sposób. *chyba naćpałam się tą moją miłością do twojego bloga, meeeeh*

    OdpowiedzUsuń